Unia fiskalna, czyli toksyczny związek

Francuzi mają pomysł, by wmanewrować Niemców w dotowanie Francji i południa Eurolandu. Niemcy mogą się opierać, ale już myślą o tym, jak się podzielić tym ciężarem z Europą Środkowo-Wschodnią.

Publikacja: 24.06.2017 16:18

Prezydent Francji Emmanuel Macron przekonuje niemiecką kanclerz Angelę Merkel do stworzenia unii fis

Prezydent Francji Emmanuel Macron przekonuje niemiecką kanclerz Angelę Merkel do stworzenia unii fiskalnej.

Foto: Archiwum

Emmanuel Macron jest od niedawna prezydentem Francji i tak jak jego poprzednicy przystępuje z entuzjazmem do realizacji swojej misji. Nie sposób odmówić mu szerokich horyzontów: chce przebudować Europę. UE w jego wizji ma nadal opierać się na „karolińskim", francusko-niemieckim rdzeniu, ale ten rdzeń ma być wzmocniony za pomocą pogłębionej integracji. Macron zapowiada budowę unii fiskalnej – wspólnego budżetu dla strefy euro i wspólnych obligacji. To nie jest nowa idea. Francja od lat 60. stale szuka sposobu na to, by skłonić Niemcy do podzielenia się sukcesem gospodarczym (czyli głównie do tego, by poprawił się bilans w handlu Francji z Niemcami), i była to jedna z przyczyn powstania euro. Unia walutowa, która miała przynieść Francji wieczny dobrobyt, okazała się jednak słabo dopasowana, niekompletna i nie zasypała gospodarczej przepaści między Francją a Niemcami. Stąd też w trakcie kryzysu wielokrotnie pojawiały się postulaty ściślejszej integracji i budowy unii fiskalnej. W 2011 r. pomysł taki przedstawiła nawet niemiecka kanclerz Angela Merkel, ale unii fiskalnej z prawdziwego zdarzenia jak nie było, tak nie ma. Teraz pomysły te odgrzewa Macron. Przekonywał do nich Angelę Merkel podczas ich majowego spotkania. – Prawda jest taka, że musimy kolektywnie przyznać, że euro jest niekompletne i nie może przetrwać bez poważnych reform – mówił podczas wykładu na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. Ta oferta wygląda uczciwie z punktu widzenia Brukseli, Paryża czy Rzymu. Czy jednak Niemcy mogą ją uznać za atrakcyjną?

Kłopotliwe transfery

GG Parkiet

To, że strefa euro wymaga wzmocnienia za pomocą integracji fiskalnej, nie jest wymysłem Macrona i jego specjalistów od PR. To samo od dawna mówi wielu ekonomistów, np. amerykański noblista Paul Krugman. Jak mogłaby funkcjonować taka unia, do pewnego stopnia pokazuje przykład USA. Poszczególne stany „unii dolarowej" są jeszcze bardziej zróżnicowane gospodarczo niż poszczególne kraje strefy euro. Światowy kryzys uderzył w nie nierównomiernie. Niektóre, np. Nevada, zostały ciężko doświadczone kryzysem na rynku nieruchomości (jak w Europie Irlandia czy Hiszpania). Nigdzie nie doszło tam jednak do długoletniego załamania na grecką czy włoską skalę. Nie powstawały pakiety ratunkowe dla stanów ani nie doszło do panicznej wyprzedaży ich obligacji. Po prostu zadziałały mechanizmy unii fiskalnej. Gdy Nevada czy Luizjana przeżywają kryzys gospodarczy i przychody z podatków spadają, wspierają te stany pieniądze z programów federalnych, finansowane z podatków w pozostałych stanach. Czasem też rząd USA i Kongres sięgają po inne formy pomocy, np. wymagając od koncernu, który zdobył wielki kontrakt zbrojeniowy, by wybudował fabrykę w stanie, który cierpi z powodu dużego bezrobocia. W strefie euro takich mechanizmów fiskalnych nie ma, a państwa dotknięte przez kryzys muszą sobie radzić za pomocą dewaluacji wewnętrznej. Macron oraz tacy ekonomiści, jak Krugman czy Janis Warufakis wskazują, że Euroland nie będzie stabilnie się rozwijał (a może nawet nie przetrwa) bez stworzenia w nim elementów unii fiskalnej.

Niemcy mają jednak poważny powód, by powstanie takiej unii opóźniać jak tylko się da: to przecież oni łożyliby w ramach tego mechanizmu na słabsze państwa. Niemcy miały w zeszłym roku nadwyżkę fiskalną w wysokości 0,8 proc. PKB i dług publiczny wynoszący 68,3 proc. PKB. W unii fiskalnej znaleźliby się m.in. z Francją, mającą w 2016 r. deficyt finansów publicznych wynoszący 3,4 proc. PKB i dług publiczny sięgający 96 proc. PKB. A także z Hiszpanią, która miała wówczas deficyt finansów publicznych wynoszący 4,5 proc. PKB i dług publiczny zbliżony do 100 proc. PKB. Większość państw strefy euro nie spełniała w zeszłym roku kryteriów z Maastricht dotyczących finansów publicznych. Wiele z tych państw – z Francją na czele – nie spełnia ich od lat. Emisja wspólnych obligacji dla strefy euro służyłaby przede wszystkim ich potrzebom, ale przecież koszty obsługi długu w dużej mierze spadłyby na Niemcy. Po latach instytucjonalnej ewolucji oraz naginania traktatów mogłoby się okazać, że to Niemcy de facto gwarantują włoski dług publiczny wynoszący w zeszłym roku 133 proc. PKB tego kraju. Roger Bootle, były doradca ekonomiczny Margaret Thatcher i zarazem szef firmy badawczej Capital Economics wskazuje, że Niemcy mogłyby w wyniku unii fiskalnej stać się „magicznym drzewkiem z pieniędzmi dla strefy euro". Byłyby skazane na wieczne dotowanie południa Europy, tak jak północne Włochy dotują Sycylię czy Kalabrię.

GG Parkiet

„Tym, czego niemieccy obywatele powinni się obawiać, jest to, że ich kraj będzie musiał odgrywać rolę Mediolanu, a cała południowa Europa rolę Neapolu. Rola permanentnego dostawcy funduszów nie jest rolą, jaką Niemcy przyjmą łatwo. To właściwie to samo, co RFN zrobiła wobec Niemiec Wschodnich po tym, jak kraj się zjednoczył w 1990 r. po dekadach powojennego podziału. Ten przepływ funduszy z zachodu na wschód może nie trwać wiecznie, ale wciąż się odbywa. Jest z oporami akceptowany przez niemieckich podatników i wciąż wywołuje żal. A Włochy nie są przecież południowymi Niemcami" – pisze Bootle.

Głoszenie pomysłów na budowę unii fiskalnej nie jest więc mądrym posunięciem w trakcie kampanii przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi w Niemczech. „Był czas, gdy niemiecka Partia Zielonych, współrządząca z socjaldemokratyczną SPD, forsowała ideę federalnego unijnego rządu mającego zachować i przyspieszyć projekt europejskiej unii politycznej, socjalnej, ekonomicznej i monetarnej. Ostatnio Martin Schulz, człowiek, który przewodzi SPD, propaguje tę samą ideę – z unią fiskalną jako jej rdzeniem. Zieloni stracili władzę w 2005 r., a jeden z niemieckich komentatorów stwierdził ostatnio, że Schulzowi zostanie wystawiony na jesieni rachunek za jego federalistyczne pomysły, czyli że SPD zostanie pokonana przez chrześcijańskich demokratów w wyborach" – pisze Michael Ivanovich, były ekonomista OECD i Fedu.

Przez ostatnie lata niemieckie media wpajały Niemcom, że kryzys w strefie euro to wina „leniwych" Greków i Hiszpanów. Przekonanie zwykłego Hansa czytającego „Bilda", że Niemcy muszą łożyć na tych „nierobów", może być przez to niezwykle trudne...

Mechanizm szantażu

Hans-Werner Sinn, znany niemiecki ekonomista, były prezes Instytutu Ifo, twierdzi jednak, że Niemcy mogą zostać niejako zmuszone do przystąpienia do unii fiskalnej. Ten przymus będzie wynikał z konieczności uniknięcia potencjalnych strat związanych z działaniem systemu Target2. To działający od 2007 r. transeuropejski, zautomatyzowany system rozliczeń rachunku brutto w czasie rzeczywistym. Za jego pomocą rozliczane są transakcje między instytucjami finansowymi państw Eurosystemu warte blisko 2,5 bln euro dziennie. Jeśli np. hiszpański przedsiębiorca kupuje maszynę u niemieckiego producenta za pomocą swojego rachunku bieżącego, transakcja ta jest realizowana w ramach Target2 za pośrednictwem banków centralnych obydwu krajów. Bundesbank zapisuje wówczas w swoich księgach wierzytelność wobec producenta ciężarówki i księguje pożyczkę dla EBC wśród aktywów. Część ekonomistów od dawna wskazywała, że ten system był pasem transmisyjnym dla zakamuflowanej pomocy idącej do krajów z peryferii strefy euro. Wskazywać miała na to rosnąca w ostatnich latach nierównowaga w tym systemie. Deficyt danego banku centralnego na rachunku w tym systemie wskazuje, że system finansowy tego kraju pożyczał za granicą poprzez EBC, nadwyżka – że dany bank centralny udzielał pożyczek innym bankom narodowym. W 2006 r. nadwyżka na rachunku niemieckiego Bundesbanku wynosiła 5 mld euro, w lutym 2017 r. 814 mld euro. Deficyt na rachunkach banków centralnych Włoch i Hiszpanii wynosił zaś w lutym 2017 r. odpowiednio 386 mld euro i 362 mld euro.

– Jeśliby doszło do załamania i oba kraje opuściłyby strefę euro, ich banki centralne byłyby bankrutami, gdyż ich długi są denominowane w euro, a zobowiązania tych państw i krajowych banków wobec banków centralnych byłyby denominowane w słabnących walutach narodowych. Zobowiązania wewnątrz systemu Target2 rozpłynęłyby się wówczas w powietrzu, a bankom centralnym Niemiec i Holandii pozostałaby nadzieja, że inne banki centralne miałyby udział w ich stratach – uważa Sinn. To jego zdaniem będzie argument, który skłoni Niemcy i Holandię do wejścia do unii fiskalnej. – Zgodzą się na unię fiskalną tylko dlatego, że pozwoli im ukryć spodziewane straty wynikające z unii transferowej, zamiast ujawniać je teraz – dodaje Sinn.

Ta perspektywa może tłumaczyć nagły renesans pomysłów na włączenie do strefy euro Polski, Czech, Węgier, a nawet Rumunii. Niemcy nie chcą przecież sami dźwigać ciężaru transferów fiskalnych do południowej Europy. Woleliby, żeby dołożyły się też do tego „zdrowe fiskalnie" gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej.

Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy