Dr Paweł Bukowski: Nierówności staną się barierą rozwoju

Polska jest krajem dużych na tle Europy nierówności dochodowych. To ograniczy możliwości akumulacji kapitału ludzkiego, który staje się głównym czynnikiem rozwoju – ocenia dr Paweł Bukowski, wykładowca UCL w Londynie i Polskiej Akademii Nauk.

Publikacja: 29.11.2023 18:19

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z parkietu” był dr Paweł Bukowski, wykłado

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z parkietu” był dr Paweł Bukowski, wykładowca w University College London i Polskiej Akademii Nauk. Fot. mat. prasowe

Foto: parkiet.com

Pański artykuł z 2017 r. o nierównościach dochodowych w Polsce wywołał niemałe kontrowersje. Pokazał pan, że nierówności te są zdecydowanie wyższe, niż się wcześniej wydawało, jeśli do tradycyjnie wykorzystywanych w takich badaniach danych z ankiet dołączy się też dane z zeznań podatkowych. Kilka dni temu ukazał się nowy artykuł, który napisał pan wspólnie z Filipem Novokmetem, Markiem Skawińskim i Pawłem Chrostkiem. Czy wnioski są znów zaskakujące? Zmieniają stan naszej wiedzy o nierównościach w Polsce?

Jeżeli chodzi o poziom nierówności czy trendy, ten obraz jest spójny z tym, który pokazaliśmy wcześniej. Zaskoczył mnie natomiast przestrzenny wymiar nierówności. Tereny wiejskie siłą rzeczy są w Polsce biedniejsze niż miasta, szczególnie duże. Ale w horyzoncie ostatnich 20 lat te tereny wiejskie powoli zbliżają się do terenów miejskich.

Wciąż najwięcej bogatych żyje w dużych miastach, w metropoliach. Ale ta grupa staje się stopniowo coraz mniej reprezentatywna dla ogółu bogatych. Zwiększa się odsetek ludzi zamożnych mieszkających w mniejszych ośrodkach, nawet nie tyle w miasteczkach, ile w zurbanizowanych wsiach.

Jak Polska pod względem skali nierówności dochodowych wypada na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej i jakichś referencyjnych państw Europy Zachodniej?

Skupmy się na najsłynniejszej mierze nierówności, czyli odsetka dochodu krajowego, który trafia do górnego procenta najbogatszych. Do około 300 tys. najlepiej sytuowanych Polaków w 2018 r. trafiało około 13,4 proc. całkowitego dochodu. W Niemczech, które są krajem sporych nierówności, ten wskaźnik wynosi około 13 proc., a w Wielkiej Brytanii około 12 proc. W Czechach to mniej więcej 10 proc., a w Szwecji bliżej 9 proc. Pod względem nierówności jesteśmy więc w europejskiej czołówce. Nierówności są być może wyższe w Rumunii, Bułgarii i Estonii, ale nie dysponujemy tak dobrymi danymi z tych państw jak nasze.

Jeśli chodzi o trend, to w świetle pańskich badań nierówności dochodowe – mierzone właśnie udziałem 1 lub 10 proc. najlepiej zarabiających w całkowitym dochodzie – systematycznie malały od 2007 do 2013 r., a potem weszły w łagodny trend wzrostowy. Z czego ta zmiana wynikała?

Przyczyn może być wiele. Zacznę od tego, że mówimy teraz o dochodzie przed opodatkowaniem i przed transferami. Czyli zmiany w polityce społecznej, które nastąpiły po dojściu PiS do władzy, takie jak wprowadzenie 500+, nie powinny na ten trend wpływać. Moja hipoteza jest taka, że nierówności w Polsce silnie reagują na koniunkturę. Bogaci w znacznie większym stopniu korzystają z wzrostu gospodarczego. Innymi słowy wzrost nierówności jest u nas w pewnym stopniu skutkiem ubocznym wzrostu gospodarczego. Przy czym wynika to z cech strukturalnych polskiej gospodarki, z tego, jak ją zorganizowaliśmy, a nie z jakichś naturalnych praw ekonomii.

Lwia część dochodów najzamożniejszych osób pochodzi z działalności gospodarczej. I to właśnie ten rodzaj dochodów najszybciej rośnie, gdy gospodarka się szybko rozwija?

Tak, wzrost gospodarczy relatywnie silniej zwiększa dochody z działalności gospodarczej niż z pracy. Ponieważ bogaci to głównie osoby prowadzące działalność gospodarczą, to w okresie prosperity przypada im coraz większa część tortu.

Rozmawiamy cały czas o stanie wiedzy o nierównościach w 2018 r. Ma pan jakieś przypuszczenia, jak rozkład dochodów zmieniał się w kolejnych latach?

Wydaje mi się, że po tej dacie nierówności dalej rosły. Wiemy na przykład, że pandemia COVID-19 w wielu innych krajach spowodowała wzrost nierówności. Zarówno sama choroba, jak i wszystkie restrykcje, które wprowadzano w celu jej zatrzymania, w większym stopniu dotykały osób biednych niż bogatych. Ci drudzy na przykład częściej są w stanie pracować z domu, więc rzadziej tracili pracę niż osoby biedniejsze. Kolejnym źródłem wzrostu nierówności była prawdopodobnie inflacja. To zjawisko też w większym stopniu uderza w dochody i majątki osób biedniejszych.

Ekonomiści zwykli uważać, że pewien poziom nierówności dochodowych jest pożądany, sprzyja rozwojowi gospodarczemu. Czy w Polsce zróżnicowanie dochodów jest tak duże, że stało się szkodliwe?

Klasyczny argument był taki, że nierówności mogą być korzystne, ponieważ bogaci mają wyższą stopę oszczędności niż reszta społeczeństwa. Z tego wynikało, że im większe nierówności, tym więcej oszczędności w gospodarce i więcej inwestycji, a więc szybsza akumulacja kapitału i wzrost. Ten mechanizm dobrze opisuje wzrost gospodarczy w czasie pierwszej fali uprzemysłowienia w Wielkiej Brytanii w XVIII w. Natomiast ten mechanizm traci na znaczeniu, gdy to kapitał ludzki staje się głównym motorem wzrostu gospodarczego. To zmienia zależność pomiędzy nierównościami i wzrostem. O ile nierówności mogą być korzystne dla akumulacji kapitału fizycznego, to w przypadku kapitału ludzkiego, czyli tego, co mamy w głowach, są obciążeniem. Nierówności sprawiają, że część społeczeństwa nie jest w stanie w pełni wykorzystać swojego potencjału. Tracimy na tym wszyscy, ponieważ mamy mniejszy zasób kapitału ludzkiego. Moim zdaniem Polska wchodzi właśnie w okres, gdy tempo wzrostu gospodarczego determinowały będą nasze umysły, a nie maszyny. Sądzę, że w ostatnich 45 latach nierówności nie przeszkadzały w rozwoju polskiej gospodarki, ale w najbliższych 10–20 latach staną się hamulcem.

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego