W ciągu miesiąca złoty umocnił się o około 3 proc. Ten rajd złotego robi tym większe wrażenie, że jest samotny. Inne waluty regionu nie zyskiwały tak na wartości. Czy to oznacza, że źródła aprecjacji polskiej waluty są lokalne?
Inne waluty regionu też się umacniały, choć nie aż tak. Złoty umocnił się dość spektakularnie, biorąc pod uwagę to, że jesteśmy krajem przyfrontowym, a inflacja jest u nas znacznie wyższa niż średnio w strefie euro. Stało się tak z kilku powodów, w tym fundamentalnych. Przede wszystkim poprawiły się tzw. terms-of-trade w polskiej gospodarce, czyli stosunek cen dóbr importowanych do eksportowanych. Po wybuchu wojny ceny importowanych surowców wystrzeliły w górę, powodując deficyt na rachunku obrotów bieżących Polski. Dziś ceny surowców są znacznie niższe niż rok temu, a polski eksport całkiem nieźle sobie radzi. Do tego dochodzi jeszcze spory napływ inwestycji zagranicznych, częściowo związany z tzw. nearshoringiem. Do umocnienia złotego przyczyniła się też sytuacja na globalnym rynku finansowym. Uczestnicy rynku zakładają, że główne banki centralne będą niedługo obniżały stopy procentowe. To wpływa na oczekiwany dysparytet stóp procentowych między Polską a USA i strefą euro, co wzmacnia naszą walutę.
Na ile trwałe są siły umacniające złotego? Wielu ekonomistów uważa, że tak duże nadwyżki na rachunku obrotów bieżących, jak w pierwszych miesiącach, są nie do utrzymania. A założenie, że główne banki centralne będą już w tym roku obniżały stopy procentowe, może się okazać fałszywe.
Jeśli chodzi o eksport, duże znaczenie będzie miała koniunktura w światowej gospodarce. Na początku br. mieliśmy do czynienia z powiewem optymizmu. Wtedy wydawało się, że recesja w strefie euro jest przesądzona, a jak dotąd udało się jej uniknąć. Ostatnio jednak z głównych gospodarek napływają sygnały, że koniunktura będzie słaba – także z powodu turbulencji w systemie finansowym w USA. Recesji może nie będzie, ale wzrost gospodarczy będzie oscylował wokół zera. To może się odbijać negatywnie na polskim eksporcie.