Inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, przyspieszyła w marcu do 12,3 proc. rok do roku z 12 proc. w lutym – podał w poniedziałek Narodowy Bank Polski. Tak wysoka w tym stuleciu jeszcze nie była. Co więcej, nie widać oznak jej hamowania. W porównaniu z poprzednim miesiącem ceny towarów i usług z kategorii bazowych podskoczyły o 1,3 proc., tak samo jak w lutym. Dwóch z rzędu tak dużych zwyżek tego wskaźnika NBP nie odnotował co najmniej od 2001 r.
Lekcje z przeszłości
Jak podał w piątek GUS, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w marcu o 16,1 proc. rok do roku po 18,4 proc. w lutym. Wyhamowanie wzrostu tego wskaźnika wynikało jednak głównie z efektu wysokiej bazy odniesienia sprzed roku w przypadku cen paliw i nośników energii. Zachowanie inflacji bazowej sugeruje, że rzeczywista presja inflacyjna w polskiej gospodarce pozostaje silna.
– Inflacja bazowa wlecze się za inflacją konsumencką, to normalne zjawisko. W krajach Zachodu inflacja bazowa też jest najwyższa od kilkudziesięciu lat – przekonywał na konferencji po kwietniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej Adam Glapiński, prezes NBP. Jak dodał, prognozy analityków z banku centralnego sugerują, że inflacja bazowa ruszy w dół w II połowie roku. W ostatnim kwartale br. powinna wynosić już średnio 8,4 proc.
Większość ekonomistów zgadza się, że inflacja bazowa powinna z czasem podążyć w dół w ślad za inflacją ogółem. Mają jednak wątpliwości co do tempa tego spadku i tego, czy w przewidywalnej przyszłości uda się sprowadzić ją do celu NBP, czyli 2,5 proc. (z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 pkt proc. w każdą stronę).
– Można argumentować, podpierając się historycznymi zależnościami, że inflacja bazowa ruszy w ślad za inflacją CPI. Ale te historyczne zależności mogą tym razem nie działać. Nie mieliśmy jeszcze nigdy dezinflacji w warunkach tak ciasnego rynku pracy – mówi „Parkietowi” Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.