Oczy inwestorów znów zwrócone są na Ghelamco, które w poniedziałek musi wykupić obligacje za 170 mln zł. W tym roku o grupie było głośno w kontekście presji związanej z krótkoterminowymi zobowiązaniami. Wiosną wyceny obligacji na Cataliście pospadały do 60-70 proc. wartości nominalnej, obecnie papiery z najodleglejszymi terminami wykupu wyceniane są na 84 proc. Czy kryzys Ghelamco wpłynął na inwestorów aktywnych na rynku długu korporacyjnego?
Rzeczywiście mieliśmy do czynienia z zamieszaniem wokół Ghelamco, ale można powiedzieć, że było to dość odseparowane zjawisko, to znaczy nie widzieliśmy „zainfekowania” pozostałych emitentów, jeśli spojrzymy na notowania ich obligacji na Cataliście. Nie było widać wyprzedaży papierów innych deweloperów – czy to komercyjnych, czy mieszkaniowych. Inwestorzy, wydaje się, dość świadomie patrzyli na wydarzenia przez pryzmat pojedynczej spółki, która była w konkretnej sytuacji wynikającej z różnych przyczyn – nie tylko wprost rynkowych. Faktycznie, pod tym kątem widzieliśmy dużo pytań, zainteresowania, szczególnie właśnie w maju, tuż po publikacji sprawozdania rocznego przez Ghelamco. Nie przekładało się to istotnie na decyzje klientów. Statystycznie rzecz biorąc, w całej masie klientów pewnie pojedyncze osoby wstrzymały się krótkoterminowo z inwestowaniem w obligacje, nie było to masowe zjawisko. Stąd też cały rynek długu korporacyjnego wyglądał dobrze. Maj był zatem takim chwilowym, relatywnie najsłabszym – aczkolwiek wciąż dobrym miesiącem. Czerwiec i miesiące wakacyjne są zawsze słabsze z racji pewnej sezonowości, ale i one były naprawdę dobre, szczególnie jeśli chodzi o emisje dla klientów indywidualnych. Od września widzimy duże zainteresowanie i dużą liczbę ofert zamkniętych z redukcjami zapisów z atrakcyjnymi – również z punktu widzenia emitentów – parametrami.
Czytaj więcej
Deweloper w ostatnich tygodniach sprzedał biurowiec oraz działkę, by zabezpieczyć pieniądze na wy...
Na Cataliście mamy dużą reprezentację deweloperów mieszkaniowych. Mimo obniżek stóp i wzrostu popytu na kredyty sytuacja na rynku nie poprawia się aż tak mocno.
Wydaje się, że sytuacja zdecydowanej większości deweloperów, szczególnie tych większych i średnich, mimo trudniejszego rynku mieszkaniowego, jest naprawdę dobra. To firmy z dobrze skonstruowanymi bilansami – mam na myśli proporcje między długiem, kapitałami własnymi i projektami, które są w toku. Pod tym kątem, wydaje się, że inwestorzy nie mają większych obaw. Terminy zapadalności długu też w większości przypadków są bardzo dobrze rozłożone, nie ma kumulacji dużych kwot, które trzeba uregulować w ciągu 6-9 miesięcy. To wtedy pojawia się większy znak zapytania, czy firma będzie to w stanie to obsłużyć. Tu mówimy raczej o zapadalnościach długu, który jest dopasowany do skali biznesu i rozłożony w czasie.
Co do samej sytuacji na rynku mieszkaniowym, on jest oczywiście daleki od złotych czasów deweloperów, ale te złote czasy nie były zwyczajne, nie były normalne. W 2021 r. wszystko sprzedawało się na pniu. Pod tym kątem sytuacja wydaje się dziś znormalizowana. Bo nawiązując z kolei do najgorszych momentów, czyli lockdown, wybuch wojny w Ukrainie – sprzedaż mieszkań jest dziś istotnie większa. Sprzedaż, patrząc w długim terminie, jest poniżej średniej, ale nie na tyle, żeby zaburzyć sytuację finansową dobrze zarządzanej firmy.