[b]Czy w 2009 r. prognozowanie danych makro było trudniejsze niż, powiedzmy, w 2008 r.?[/b]
Myślę, że tak, bo zachwianiu uległy podstawowe relacje w gospodarce. Zwykle prognozowanie polega na wykorzystywaniu związków, które można było obserwować w przeszłości i nakładaniu na to jakiejś korekty eksperckiej. Zawsze jest pytanie, czy kierunek i skala takiej korekty są właściwe. W minionym roku te korekty były wymagane w większej skali niż poprzednio.
[b]Przykłady?[/b]
Sztandarowy przykład to sytuacja na rynku pracy. Zwykle prognozowanie takich kategorii jak zatrudnienie opiera się na popycie na pracę, który przybliżamy dynamiką PKB. Tymczasem w 2009 r. elastyczność rynku pracy wyraźnie wzrosła. Przedsiębiorstwa zmniejszały wymiar czasu pracy, wykorzystywały staże, szkolenia, w niektórych firmach obniżano płace nominalne. I spadek zatrudnienia nie był tak duży, jak można się było obawiać na początku kryzysu.Inny przykład to zmiana, jaka miała miejsce w ruchu turystycznym w minione wakacje w związku z osłabieniem złotego. Teoretycznie można było wpaść wcześniej na to, że słaby złoty powstrzyma wielu Polaków przed wyjazdem na urlop za granicę, a to zwiększy popyt w kraju i przyczyni się do osiągnięcia 1,7 proc. wzrostu PKB w III kwartale. Ale dane o sprzedaży detalicznej i konsumpcji jednak nas zaskoczyły.
[b]Lepsze od prognoz były również ostatnie dane o produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej.[/b]