Coraz wyraźniej widać, że model rozwoju znacznej części tych przedsiębiorstw staje się wątpliwy. Wiele z nich opiera swoją narrację na obietnicy dominacji rynku, którego jeszcze nie ma za pomocą technologii, która pozostaje w sferze marzeń. Wzrosty przychodów większości z nich nie usprawiedliwiają wycen a problemy z finansowaniem inwestycji, ale i też bieżącego działania są coraz bardziej palące. Rynek przestaje się zadowalać samymi CAPEX i zaczyna oczekiwać przychodów — co jak pokazał przykład Palantir z ostatniej konferencji wynikowej — również może nie wystarczyć.
Wskaźniki wyceny nie wskazują jeszcze jednoznacznie na klasyczną bańkę spekulacyjną, lecz rozbieżność między wycenami rynkowymi a fundamentami staje się coraz trudniejsza do zignorowania. Inwestorzy gotowi są płacić wielokrotność obecnych przychodów, dyskontując bardzo odległe w czasie zyski, których materializacja zależy od szeregu założeń o charakterze życzeniowym. Alokacja kapitału zaczyna przypominać wyścig po ekspozycję, a nie analizę przewag konkurencyjnych, jakości zarządów oraz odporności bilansów. W efekcie rośnie ryzyko, że nawet niewielkie rozczarowanie lub spowolnienie dynamiki wzrostu przychodów spowoduje gwałtowną korektę cen akcji w całym segmencie.
Na ten coraz bardziej kruchy obraz rynku akcji technologicznych nakłada się trwający paraliż budżetowy w Stanach Zjednoczonych, który jest już najdłuższy w historii tego kraju. Uczestnicy rynku w dużej mierze poruszają się obecnie po nieznanej ziemi, ponieważ dotychczasowe epizody tego typu były krótsze i miały bardziej ograniczony wpływ na gospodarkę realną. Wraz z każdym kolejnym tygodniem rośnie skala opóźnień w realizacji wydatków publicznych, przestojów w administracji, a także spadku zaufania gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Mechanizm ten może przełożyć się na słabszą konsumpcję, odkładanie w czasie decyzji inwestycyjnych oraz wzrost niepewności co do przyszłej ścieżki polityki fiskalnej.
W Europie tymczasem zmagamy się z własnym, strukturalnym problemem niskiej dynamiki wzrostu gospodarczego. W wielu krajach inwestycje prywatne pozostają stłumione, a wysoki poziom niepewności regulacyjnej oraz rosnące koszty energii obniżają atrakcyjność kontynentu jako miejsca lokowania kapitału. Szczególnie wyraźnym przykładem tych napięć są Niemcy. Kraj ten stawia obecnie na bardzo silne zwiększanie wydatków na siły zbrojne, co ma pełnić rolę impulsu do wzrostu i pomóc wyrwać gospodarkę z marazmu. Jednocześnie władze uporczywie unikają rozwiązania najpoważniejszej słabości niemieckiego modelu gospodarczego, czyli wysokich cen energii dla przemysłu i gospodarstw domowych. Bez kompleksowej reformy polityki energetycznej i masowych inwestycje w nowe instalacje trudno oczekiwać trwałego powrotu do konkurencyjności sektora wytwórczego w Niemczech.
Kamil Szczepański