Budowanie kalendarza wejścia do strefy euro nie jest dla mnie dzisiaj priorytetem – ta wypowiedź premiera Donalda Tuska znalazła zrozumienie wśród ekonomistów. Analitycy przyznają, że w obecnej sytuacji pośpiech i wskazywanie dat (ostatnim oficjalnym terminem jest rok 2015) nie są wskazane.
[srodtytul]Blaski i cienie[/srodtytul]
– Projekt euro miał i ma swoje blaski – które dominowały w krajowym przekazie medialnym – ale także miał i ma swoje cienie – które teraz ujawniają się z całym dramatyzmem – zauważa Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao. – Kwestia dotycząca pytań: „czy i kiedy do euro”, czeka nas ponownie, w tej dyskusji zaś trzeba wyraźniej przemyśleć kwestie zagrożeń i ryzyka projektu wspólnej waluty europejskiej. Zasady funkcjonowania strefy euro będą się musiały poważnie zmienić – i ten proces już się rozpoczął. Trzeba więc będzie na bieżąco odpowiadać na pytanie, czy taki kształt i zasady działania strefy euro, jakie będą obowiązywać, kiedy my już będziemy gotowi, będą dla nas atrakcyjne – podkreśla.
Argumentem dla wstrzymania się z euro był ostatni raport Fitch o konwergencji krajów regionu. Agencja ratingowa stwierdziła w nim, że korzyści z przyjęcia wspólnej waluty w przypadku Polski byłyby najniższe ze wszystkich krajów ubiegających się o akcesję – z uwagi na płynny kurs walutowy, wielkość gospodarki i stabilność systemu finansowego.
– Pogarszają się nastroje społeczne wobec euro, czemu naprzeciw wychodzi Tusk, mówiąc o zejściu kwestii euro na dalszy plan. Problemy krajów strefy euro mogą skutkować zaostrzeniem kryteriów przyjęcia i bardzo uważnym ich monitorowaniem, bez szans na taryfę ulgową – z tego względu myślenie o euro i mechanizmie ERM2 można odłożyć spokojnie poza lata 2013–2014 – zauważa Marcin Mazurek, ekonomista BRE.