Liczą, że będą rozłożone na wszystkich uczestników rynku, a w konsekwencji na odbiorców gazu.
PGNiG będzie w początkowym okresie, czyli w l. 2014 – 2015 głównym klientem terminalu. Firma chce zlecać regazyfikację ok. 1,5 – 2 mld m sześc. gazu rocznie, podczas gdy gazoport będzie mógł przyjąć nawet 7,5 mld m sześc. Umowa między PGNiG i Gaz-Systemem, państwowym operatorem sieci przesyłowej, na korzystanie z gazoportu ma być zabezpieczeniem dla banków, zainteresowanych kredytowaniem inwestycji.
A te stawiają Gaz-Systemowi, który wraz ze spółką zależną Polskie LNG odpowiada za inwestycję, twarde warunki. Jak przyznał anonimowo jeden z szefów banków, wszelkie ryzyko związane z funkcjonowaniem terminalu ponosić będzie inwestor. – W umowach musi być gwarancja, że przyszła taryfa, czyli cennik usług wykonywanych, ma uwzględniać wszystkie koszty stałe i zmienne, a także zagwarantować pewien zwrot na kapitale inwestorowi, by mógł spłacić kredyty – dodał.
Zarząd Gaz-Systemu planuje wstępnie, że pozyska z rynku do 400 mln euro kredytów na budowę gazoportu (jego koszt wycenia się wstępnie na ok. 600 mln euro). Jan Chadam, prezes Gaz-Systemu, przyznał, że taryfa, która jest wstępnie kalkulowana, faktycznie uwzględniać musi wszystkie koszty i zwrot na kapitale.
Tego właśnie obawiają się szefowie PGNiG. – Jeżeli PGNiG będzie jedynym użytkownikiem terminalu, a w pierwszym okresie jego działalności to prawdopodobne, wszystkie koszty jego działalności zostaną przerzucone na naszą firmę – mówi Sławomir Hinc, wiceprezes PGNiG. Z kolei zdaniem szefa Gaz-Systemu nie da się uniknąć przeniesienia kosztów działania gazoportu na firmy zlecające usługę regazyfikacji. – Będą one zależeć od tego, jak dużo gazu będzie odbierał terminal, im mniej – tym koszty jednostkowe, czyli na każdy metr sześcienny, będą wyższe – mówi.