Narodowy Bank Polski wyliczył, że może to być przedział między 2,5–3,9 proc. w tym i 3,3–5,9 proc. w 2011 roku. To skłoniło ekonomistów do weryfikacji własnych scenariuszy, choć żaden nie jest takim optymistą jak bank centralny.
– Deficyt budżetowy mógłby być niższy nawet o 12 mld zł, ale pod warunkiem, że wzrost PKB w drugim półroczu będzie na poziomie co najmniej 3 proc., tyle samo wyniesie popyt krajowy, a nowelizacji budżetu nie będzie – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
Podobnego zdania jest Jarosław Janecki z Societe Generale. – Gospodarka rzeczywiście rozwija się bardzo dobrze, wystarczy, że będzie rosła w tempie powyżej 2,5 proc., a końcowy wynik deficytu budżetowego może się zamknąć kwotą 37 mld złotych – wyjaśnia ekonomista.
Janecki nie bardzo jednak wierzy, by tempo było tak wysokie, jak to przedstawia NBP. – Środek przedziału podawanego przez bank centralny oznacza wzrost w tym roku na poziomie 3,2 proc. i 4,6 proc. w roku przyszłym – mówi ekonomista. – Nie wierzę w tak pozytywny rozwój wypadków, tym bardziej że badanie koniunktury konsumenckiej wskazuje na pogorszenie się sytuacji.
Zdaniem Marcina Mrowca, głównego ekonomisty Banku Pekao, analitycy NBP oparli swe prognozy na przekonaniu, że Polacy znów zaczną więcej wydawać, a inwestycje ruszą pełną parą. – W mojej opinii konsumpcja wcale nie przyspieszy, pozytywny efekt odbudowy zapasów wygasa, wpływ eksportu na PKB będzie zerowy, a inwestycje infrastrukturalne raczej nie zrównoważą spadku inwestycji prywatnych – wylicza ekonomista. W ocenie Mrowca w drugim półroczu nasza gospodarka będzie rosła w tempie 2,5–2,7 proc., tak więc wpływy podatkowe będą wyższe od prognozowanych przez rząd, ale deficyt może być niższy zaledwie o 5–7 mld zł.