Marek Belka chce mieć kilku fachowców, na których będzie mógł polegać, oraz kilku stałych współpracowników. Zdaniem naszych rozmówców kilku z nich ściągnie z Uniwersytetu Łódzkiego, z którym jest związany. Nie zamierza jednak powoływać tak dużego sztabu doradców, jak to miało miejsce za czasów Sławomira Skrzypka (11 czerwca, a więc dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej, było ich 10).
Równie liczny był gabinet byłego prezesa NBP. Jak wyjaśnia prof. Jerzy Osiatyński, członek Komitetu Badań Ekonomicznych przy NBP, zapewne i jego szeregi zostaną uszczuplone. – Marek Belka z pewnością jednak nie będzie wykonywał żadnych pochopnych ruchów – mówi. – Dokładnie przyjrzy się kompetencjom pracowników.
Ciągle brakuje też jednego z członków zarządu banku centralnego. Nasz informator z banku centralnego uważa, że nowy szef NBP zechce powołać na to stanowisko Andrzeja Raczkę, ministra finansów w jego rządzie. Raczko pracował w bankach komercyjnych i instytucjach finansowych, ma też doświadczenie pracy w resorcie finansów w rządach Marka Belki (był szefem rządu dwukrotnie) i Leszka Millera, odpowiadał wówczas m.in. za dług publiczny i politykę zagraniczną, w tym negocjacje akcesyjne, jako członek zespołu negocjacyjnego.
Tuż przed powtórnym objęciem stanowiska w Międzynarodowym Funduszu Walutowym Raczko był dyrektorem departamentu analiz rynkowych w urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego. W Waszyngtonie zajmuje się regionem Europy Środkowej i Wschodniej, współpracował z departamentem europejskim MFW kierowanym przez Belkę.
Zdaniem Dariusza Filara, byłego członka RPP, jeśli prezydent Bronisław Komorowski zgodzi się na tę kandydaturę, będzie to dobry wybór. – Obaj panowie się znają, mają do siebie zaufanie. Raczko ma doświadczenie międzynarodowe, jest wyważony w swych poglądach – mówi. NBP na razie nie udziela komentarzy na ten temat. – O wszelkich zmianach kadrowych będziemy informować na bieżąco – wyjaśnia Anna Wójcicka, dyrektor biura prasowego.