Wzrost gospodarczy wyhamuje. Ekonomiści nie są jednak zgodni co do tego, jak bardzo. Optymiści szacują, że wzrost PKB pod koniec roku będzie wynosił 3,9 proc. Pesymiści, że 2,8 proc.
Kluczem inwestycje
Różnice w przewidywaniach nie tak odległej przyszłości wynikają z przyjęcia odmiennych scenariuszy dla inwestycji. Jedne szacunki mówią o wzroście pod koniec roku do 11,3 proc., inne o 4 proc. Wiele zależy od tego, czy rząd po wyborach zetnie wydatki na ten cel, czy będzie kontynuował inwestycje na dotychczasowym poziomie. Niewiadomą są też inwestycje prywatne.
Ekonomiści są raczej skłonni sądzić, że obecna niepewna sytuacja na świecie skłania firmy do odsuwania w czasie takich przedsięwzięć. Niektórzy liczą na to, że pogorszenie nastrojów w niemieckiej gospodarce, która jest naszym głównym partnerem handlowym, okaże się chwilowe, a Europy nie dotknie recesja, lecz jedynie lekkie spowolnienie.
– Ostatnie dane makro niewątpliwie skłaniają do ostudzenia wcześniejszego optymizmu, ale myślę, że wciąż mamy szanse na wzrost w okolicach 4?proc. – wyjaśnia Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao. – Na korzyść takiego scenariusza przemawiają: wciąż rosnące zatrudnienie – mimo że jego dynamika jest słabnąca – rosnące pensje oraz szeroki front robót infrastrukturalnych, który będzie głównym motorem napędowym wzrostu inwestycji w tym roku.
Obawy przed recesją
W ocenie Ernesta Pytlarczyka, głównego ekonomisty BRE?Banku, założenie, że nastąpi tylko przejściowe osłabienie wzrostu gospodarczego w gospodarkach rozwiniętych i uniknięcie erozji systemu finansowego, to scenariusz optymistyczny. – Trzeba pamiętać, że może nastąpić globalna recesja prowadząca do serii negatywnych sprzężeń zwrotnych, czyli np. restrukturyzacji zadłużenia czy destabilizacji systemu finansowego – podkreśla Pytlarczyk.