Wczorajsze dane z USA powinny być teoretycznie nawet sprzyjające dla dolara. Mocny raport o sprzedaży detalicznej zdaje się pokazywać odporność konsumenta pomimo niepokojących sygnałów z rynku pracy. Wszystko wskazuje na to, że dziś Rezerwa Federalna zdecyduje się na „normalne” cięcie stóp procentowych (o 25 punków bazowych) i wskaże prawdopodobnie na dwa dodatkowe takie ruchy na posiedzeniach, które pozostały do końca roku.
Dlaczego zatem dolar traci? W maju przyszłego roku kończy się kadencja obecnego szefa Fed. Cały okres „współpracy” pomiędzy Jerome Powellem a prezydentem Trumpem jest bardzo burzliwy. Choć prezydent wycofał się z pomysłów odwołania Powella, presja na przewodniczącego jest nieustanna. Rynek zatem słusznie zakłada, że od połowy przyszłego roku trzeba liczyć się ze znacznie luźniejszą polityką pieniężną. Ponieważ USA operuje przy bardzo wysokim deficycie i długu zdającym się być na niemożliwej do utrzymania trajektorii, potrzebuje niższych kosztów finansowania. Do tego niższe stopy oczywiście pobudziłyby gospodarkę. Oczywiście ryzykiem ubocznym jest możliwy nawrót inflacji – już teraz inflacja usługowa pozostaje podwyższona, a do tego spodziewany jest (umiarkowany, ale jednak) wpływ podniesionych ceł. Takie ryzyko polityk zazwyczaj jest chętny podjąć, rozsądny bankier centralny niekoniecznie. Rynki obawiają się, że ten bilans ryzyka zmieni się właśnie wraz z nowym szefem Fed i dolar traci.
Czy przełamanie poziomu 3,60 na USDPLN ma znaczenie? Moim zdaniem nie kluczowe. Miernikiem zachowania złotego jest przede wszystkim para EURPLN, gdzie notowania zamarły w strefie 4,23-4,27. Tu nie widać jakiejkolwiek zmiany. Jednak wyjście EURUSD powyżej szczytu z lipca potwierdza zdecydowany trend wzrostowy na tej parze i tym samym może sprowadzić USDPLN jeszcze niżej.
O 8:00 euro kosztuje 4,25 złotego, dolar 3,58 złotego, frank 4,55 złotego, zaś funt 4,89 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA