Nieco większa była wartość importu (po części z powodu wysokich cen paliw), więcej też wydaliśmy na usługi za granicą. W rezultacie w relacji do PKB deficyt wyniósł 4,3 proc., a nie jak szacowano 4,1 proc. Był jednak o 0,4 pkt proc. niższy niż w roku 2010.
Zdaniem ekonomistów, taki poziom wciąż jest bezpieczny dla równowagi naszej gospodarki. Najważniejsze natomiast, że deficyt nie rośnie. W tym roku prawdopodobnie będzie jeszcze niższy.
– W ślad za spowolnieniem konsumpcji import będzie hamował, a eksport nie powinien znacznie ucierpieć na gorszej sytuacji w strefie euro. Polskie firmy nie powinny mieć problemu ze znalezieniem innych rynków zbytu, np. w Europie Środkowo-Wschodniej – prognozuje?Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Cieszyć powinno też to, że w czwartym kwartale napłynęło do nas o ponad 400 mln euro więcej inwestycji bezpośrednich, niż wcześniej szacowano. W całym ubiegłym roku natomiast ich wartość wzrosła do 10,3 mld euro z 6,7 mld euro rok wcześniej. Taki kapitał uważany jest za bezpieczny, ponieważ trudniej jest z nim „uciec" niż np. sprzedając polskie papiery wartościowe.
Większą uwagę niż na deficyt ekonomiści zwracają na podane również wczoraj przez NBP dane o zadłużeniu zagranicznym.