Zmiany w przepisach są konieczne, aby rząd mógł podnieść deficyt budżetowy w tym roku i skonstruować budżet na przyszły rok. W 2012 r. nasz dług publiczny przekroczył 50 proc. PKB (wyniósł 52,7 proc.), dlatego w tegorocznym budżecie deficyt w relacji do dochodów nie mógłby przekroczyć poziomu z ubiegłego roku, czyli ok. 12 proc. A po tym, jak minister finansów ogłosił, że niedobór w samym budżecie centralnym w tym roku ma być o 16 mld zł większy, czyli wynieść ponad 50 mld zł, ta relacja przekroczy 16 proc.

Ekonomiści, także zagraniczni, oceniają, że zawieszenie progu nie wpłynie negatywnie na wiarygodność Polski. – Zaciskanie pasa wydaje się wychodzić z mody, ale rząd wciąż powinien dążyć do zmniejszania relacji długu do PKB – ocenia Agata Urbańska-Giner, ekonomistka HSBC w Londynie.

Jednak problem z pierwszym progiem ostrożnościowym może być dopiero początkiem kłopotów ministra finansów z nadmiernym zadłużeniem. – Biorąc pod uwagę, że wzrost gospodarki w tym roku jest słaby, nominalnie PKB urośnie o ok. 1 proc., inflacja będzie niższa niż 1 proc., kolejny próg wysokości długu, czyli 55 proc. jest zagrożony – szacuje Mirosław Gronicki, b. minister finansów. Dodaje, że gdyby wziąć pod uwagę wszystkie wydatki, które minister finansów zapisuje „pod kreską", czyli m.in. dotacje budżetowe dla FUS, to nasz dług mógłby już być niebezpiecznie blisko konstytucyjnej granicy 60 proc. PKB.

Za chwilę może się więc okazać, że trzeba będzie naruszyć kolejne progi ostrożnościowe dla długu. – Wyłom został zrobiony i to nie napawa optymizmem co do możliwości powstrzymywania narastania długu, ponieważ, jak widać, jeśli sytuacja tego wymaga, to się te progi po prostu omija – mówi Jankowiak. Jednak o tym, czy dług przekroczył 55 proc. PKB, przekonamy się dopiero w maju przyszłego roku.