W piątek Sejm powołał Adama Glapińskiego na stanowisko prezesa NBP. Dotychczasowego szefa banku centralnego Marka Belkę zastąpi po złożeniu przysięgi, co nastąpi prawdopodobnie 21 czerwca.
Prezesa NBP powołuje Sejm na wniosek prezydenta. W piątek wskazanego przez Andrzeja Dudę kandydata poparło 284 posłów spośród 442 obecnych na posiedzeniu niższej izby parlamentu. Przeciwko niemu głosowali tylko posłowie PO, którzy uważają – jak powiedziała na posiedzeniu Sejmu Izabela Leszczyna z tego ugrupowania – że Glapiński nie będzie w stanie obronić niezależności NBP.
Nadzór wróci do NBP
Sam Glapiński deklaruje, że nie zamierza nic zmieniać w roli NBP. – Jeśli chodzi o to, czym bank centralny zajmował się do tej pory, to nie widzę potrzeby dokonywania żadnych zmian. Natomiast tak się składa, że NBP wypływa właśnie na zupełnie nowe wody, podobnie zresztą jak inne europejskie banki centralne. Obok polityki pieniężnej mandat NBP od listopada ubiegłego roku obejmuje prowadzenie działań na rzecz wyeliminowania lub ograniczania ryzyka systemowego, czyli dbanie o stabilność systemu finansowego – mówi nowy prezes.
Jak wskazuje, w realizacji tych nowych zadań NBP mogłoby pomóc powierzenie mu nadzoru nad bankami. Dziś tę rolę odgrywa Komisja Nadzoru Finansowego, która nadzoruje także inne segmenty sektora finansowego. – Mamy do czynienia ze swoistym rozdzieleniem dysponenta informacji od dysponenta środków pieniężnych, które mają służyć wsparciu płynnościowemu banków. To NBP udziela kredytów refinansowych bankom, ale musi prosić KNF o informacje na temat ich sytuacji, a tymczasem w sytuacjach kryzysowych czynnik czasu może być decydujący. Będę więc mocno zabiegał o włączenie nadzoru nad bankami do NBP – deklaruje. Przyznaje jednak, że gdyby podział KNF miał się stać przedmiotem długotrwałych debaty, NBP mógłby wchłonąć całą Komisję.
Droga do przepaści
Adam Glapiński, od 2010 r. do lutego br. członek Rady Polityki Pieniężnej, uważa, że stopy procentowe w Polsce są obecnie na właściwym poziomie. – Deflacja trwa dłużej, niż się spodziewaliśmy. Ale już dziś mamy stopy procentowe na najniższym w historii poziomie. Nawet jeśli dalsze obniżanie stóp dawałoby jakiś istotny dodatkowy impuls wzrostowy, a to jest samo w sobie dyskusyjne, to i tak zachodzi pytanie, czy taki impuls jest potrzebny. Polska gospodarka rozwija się w doskonałym jak na europejskie warunki tempie 3–4 proc. rocznie. To nie jest sytuacja wymagająca zmian w polityce pieniężnej. Dlatego będę namawiał członków RPP do utrzymania stóp procentowych na dzisiejszym poziomie do czasu powrotu presji inflacyjnej – deklaruje.