Ponury obraz wyłania się z danych, jakie w czwartek zaprezentował GUS. Produkcja przemysłowa w lipcu spadła o 3,4 proc. rok do roku, po wzroście o 6 proc. w czerwcu. Produkcja budowlano-montażowa zmalała o 18,8 proc., po zniżce o 13 proc. w poprzednim miesiącu. Z kolei sprzedaż detaliczna wzrosła w cenach stałych o 4,4 proc., w porównaniu do 6,5 proc. w czerwcu.
To, że lipcowe dane będą gorsze od czerwcowych, nie było dużym zaskoczeniem. Na dynamikę produkcji przemysłowej oraz sprzedaży detalicznej (w sklepach zatrudniających ponad dziewięć osób) negatywnie wpływały efekty kalendarzowe: w lipcu br. były dwa dni robocze mniej, niż rok wcześniej. W czerwcu z kolei dni roboczych było więcej, niż przed rokiem.
Ale efekty kalendarzowe nie tłumaczą słabości lipcowych danych. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści – uwzględniając te efekty - przeciętnie spodziewali się wzrostu produkcji przemysłowej o 1,7 proc. rok do roku, wzrostu sprzedaży detalicznej o 5,2 proc. i spadku produkcji budowlano-montażowej o 15 proc.
Część ekonomistów wskazuje, że za tak rozczarowującymi odczytami może stać sezon urlopowy. W wakacje część firm pracuje na niepełnych obrotach. Ale dynamika produkcji i sprzedaży rok do roku powinna być wolna od wpływu tego czynnika.
- Dzisiejsze dane stwarzają poważne ryzyko, że wzrost PKB w III kwartale będzie poniżej 3 proc., chyba że w sierpniu i wrześniu zaobserwujemy wyraźną poprawę koniunktury – napisał na Twitterze Mikołaj Raczyński, zarządzający funduszami w Noble Funds TFI. W II kwartale PKB powiększył się o 3,1 proc., a w I kwartale o 3 proc. Oba te odczyty były poniżej oczekiwań ekonomistów i prognoz rządu.