Sierpień był trzecim kolejnym miesiącem, w którym rosły bankructwa. Jednak sytuacja po ośmiu miesiącach roku wciąż jest lepsza niż rok temu. Od stycznia upadłość ogłosiło 503 firm, co oznacza spadek o 5 proc. w stosunku do analogicznego okresu przed rokiem.
Zdaniem Macieja Harczuka, prezesa Euler Hermes Collections wzrost liczby firm przestających regulować w świetle prawa swoje zobowiązania wiąże się także z nowym prawem naprawczym. W sierpniu aż 31 spośród 68 opublikowanych zdarzeń prawnych oznaczających niewypłacalność firm wobec wierzycieli wiązało się z wdrożeniem różnych form postępowań naprawczych.
- Mała rentowność, na granicy opłacalności w handlu czy niskie zamówienia w przemyśle skłaniają wielu przedsiębiorców do sięgnięcia po to narzędzie ochrony przed wierzycielami - tłumaczy Harczuk, który zastanawia się czy jest to ostatnia forma restrukturyzacji, czy może obecnie pierwsza wybierana – skoro prawo daje taką możliwość.
- Oczywiście na szali jest utrzymanie dzięki temu istniejącej firmy, która nadal będzie zatrudniać pracowników, zaopatrywać się u swoich dostawców, ale z drugiej strony ilu z tych dostawców poradzi sobie z bieżącą wyrwą w finansach z powodu braku płatności za dotychczasowe dostawy? - pyta ekspert. - Przecież też działają w warunkach załamania inwestycji, konkurencji w handlu i niskiej rentowności Można spodziewać się wiec „efektu domina" tych postępowań naprawczych - uważa.
Według Tomasza Starusa, członka zarządu TU Euler Hermes problem przemysłu wiąże się m.in. z odbudowaniem się przede wszystkim w I kwartale zapasów, co wpływało na późniejszy spadek poziomu zamówień.