Dotąd w RPP większość mieli członkowie, którzy zgadzali się z prezesem NBP Adamem Glapińskim, że w przyszłym roku najprawdopodobniej nie zajdzie potrzeba zaostrzenia polityki pieniężnej.
Ten pogląd bazował na założeniu, że inflacja, która we wrześniu sięgnęła 2,2 proc. rocznie, zbliżając się do celu NBP (2,5 proc.), w kolejnych miesiącach spadnie i przez cały 2018 r. celu nie przebije. Wskazywały na to ostatnie, lipcowe prognozy Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP.
Cień wątpliwości na ten scenariusz rzuca przyspieszający wzrost płac. W III kwartale przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw rosło średnio w tempie 5,8 proc. rok do roku, po 4,8 proc. w I połowie roku i 4,1 proc. w 2016 r. To efekt narastającego niedoboru rąk do pracy. W przemyśle przetwórczym brak wykwalifikowanych pracowników za barierę rozwoju uważa obecnie 35,1 proc. firm w porównaniu z 30,6 proc. w lipcu i 26,1 proc. rok temu. W budownictwie ten odsetek sięgnął 46 proc.
W minionym tygodniu Jerzy Osiatyński z RPP powiedział, że narastającą presja płacowa może wymagać podwyższenia stóp wcześniej niż w IV kwartale 2018 r. Z kolei Jerzy Kropiwnicki i Grażyna Ancyparowicz stwierdzili, że stopy pozostaną bez zmian do połowy 2018 r. To oznacza, że za ich podwyżką w przyszłym roku może być większość członków RPP (poza nimi Eugeniusz Gatnar, Kamil Zubelewicz i Łukasz Hardt).