Wartość rynku w ubiegłym roku wyniosła 46,2 mld zł i była nieco gorsza, niż wcześniej zakładano. Dynamika wzrostu sięgnęła 7 proc., a nie 10 proc. Wyniki w końcówce roku popsuło umocnienie się złotego. Za euro płacono około 4,15 zł, podczas gdy kilka miesięcy temu było to 4,5 zł.
To istotne. Bo meblarze znad Wisły gros przychodów czerpią ze sprzedaży poza krajem. Eksport stanowi około 90 proc. całości obrotów. W 2017 r. nie tylko pobiliśmy kolejny rekordy w eksporcie, ale też przebiliśmy psychologiczną granicę 10 mld euro przychodów z zagranicy.
W tym roku z kolei mamy szansę na podium wśród globalnych eksporterów mebli. W 2017 r. nadal byliśmy na czwartym miejscu, za Chinami, Niemcami i Włochami. – Dynamika wzrostu naszej branży była lepsza niż ta w sektorze włoskim – tłumaczy Strzelecki. W ub.r. różnica w przychodach z eksportu wyniosła niespełna kilkadziesiąt milionów euro. Zakładając konserwatywnie wzrost 4–5 proc. w tym roku, możemy wyprzedzić Włochów w 2018 r. – dodaje ekspert.
Niemcy przyspieszyły i na razie ze sprzedażą zagraniczną wartą około 14,6 mld euro znalazły się poza naszym zasięgiem. – Mało realne wydaje się ich dogonienie w perspektywie kolejnych dwóch lat. Różnica jest na razie zbyt duża. Zwłaszcza że działający w strefie euro Niemcy nie są uzależnieni od wahań kursów walut – twierdzi dyrektor OIGPM.
Kolejne rekordy w eksporcie nadal będą jednak rezultatem zwiększonej sprzedaży wolumenowej, a nie wzrostu cen naszych mebli na zagranicznych rynkach. Niemcy i Włosi eksportują więcej od Polaków jedynie ze względu na wyższe ceny swoich produktów. Nad tym nasi producenci muszą pracować przez kolejne lata, stawiając na promocję marki, dobre wzornictwo i procesy badawczo-rozwojowe. Szansę na to dawałoby też przejecie sieci sprzedaży za granicą.