Jak podała firma IHS Markit, PMI w strefie euro w czerwcu wzrósł do 54,9 pkt, z 54,1 pkt w maju. To pierwsza zwyżka tego barometru koniunktury od stycznia. Stoi za nią przyspieszenie rozwoju sektora usług, podczas gdy sektor przemysłowy – ważny dla polskich eksporterów – ciągle hamuje. Z polskiej perspektywy jest za wcześnie, żeby mówić o końcu spowolnienia w strefie euro?
Paweł Durjasz: Spowolnienie w przemyśle strefy euro rzeczywiście jest u nas odczuwalne. Wprawdzie w Polsce PMI w przemyśle przetwórczym w czerwcu wzrósł, ale od pewnego czasu wskaźnik ten pokazuje, że słabnie napływ zamówień zagranicznych. To oznacza, że ostatni wzrost PMI wynika z silnego popytu krajowego. Duży rynek wewnętrzny i rosnący szybko popyt – nie tylko inwestycyjny, ale też konsumpcyjny – to jest bufor osłaniający nas przed skutkami pogorszenia koniunktury w przemyśle strefy euro, które z kolei jest w dużym stopniu związane z klimatem niepewności na świecie, zagrożeniem spiralą protekcjonizmu. Inną kwestią jest, że w strefie euro PMI wspiął się w ub.r. do stratosferycznego poziomu, po ostatnich zniżkach wrócił na ziemię. Wydaje się, że gospodarka strefy euro nadal rośnie w tempie 2,1–2,2 proc., co jest dla niej wynikiem ponadprzeciętnym.
Ale polską gospodarkę i tak czeka hamowanie. II kwartał był ostatnim ze wzrostem PKB w okolicy 5 proc.?
My szacujemy, że w II kwartale dynamika PKB była tuż poniżej 5 proc. rok do roku. Cała I połowa roku była jednak i tak lepsza, niż przypuszczali ekonomiści, co spowodowało falę rewizji prognoz całorocznego wzrostu PKB. My obecnie oczekujemy, że w 2018 r. wzrost PKB sięgnie 4,7 proc. (w 2017 r. wynosił 4,6 proc. – red.), przy czym II połowa roku będzie słabsza. Hamowanie będzie jednak łagodne, wzrost PKB będzie nieco poniżej 4,5 proc.