PMI, barometr koniunktury w polskim przemyśle przetwórczym, bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw, zmalał w lutym do 47,6 pkt, z 48,2 pkt w styczniu. Tym samym wrócił do poziomu grudniowego, najniższego od kwietnia 2013 r.
Czytaj także: Rząd przedłuży boom, rachunek za kilka lat
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się minimalnego odbicia PMI. Nawet taki wynik nie zmieniłby jednak znacząco kasandrycznego wydźwięku tego wskaźnika. Każdy jego odczyt poniżej 50 pkt oznacza, że aktywność w tym sektorze maleje w ujęciu miesiąc do miesiąca, dystans od tej granicy jest miarą tempa tych zmian. Luty był już czwartym z rzędu miesiącem recesji w polskim przemyśle. W 2014 r., gdy PMI poprzednio był poniżej 50 pkt, utrzymał się tam tylko przez trzy miesiące. Stąd ekonomiści PKO BP napisali w komentarzu, że ścieżka PMI coraz bardziej przypomina tę, którą „podążał on podczas załamania w latach 2007–2008 i kreśli tym samym mocno pesymistyczny obraz gospodarki".
Optymizmem nie napawają też szczegółowe wyniki ankiety, na której opiera się PMI. Firmy zgłosiły m.in. równie silny spadek produkcji, jak w styczniu, który był pod tym względem najgorszy od niemal dekady. Była to reakcja przedsiębiorstw na malejącą wartość otrzymywanych zamówień, szczególnie z zagranicy. Trevor Balchin z firmy IHS Markit, która oblicza PMI, podkreślił, że ankietowani menedżerowie jako główne źródło osłabienia popytu wskazują Niemcy. A zdaniem ekonomistów z ING Banku Śląskiego nad Renem nie zanosi się na rychłą poprawę koniunktury.
Pomimo ograniczenia produkcji zapasy wyrobów gotowych ankietowanych firm zwiększyły się najbardziej od 20 lat, a zaległości produkcyjne zmalały siódmy miesiąc z rzędu. A to sugeruje, że nawet w razie odbicia popytu na swoje produkty polskie firmy mogłyby jeszcze przez jakiś czas zmniejszać produkcję.