Jak podał w środę GUS, produkcja sprzedana przemysłu wzrosła w lipcu o 5,8 proc. rok do roku, po zniżce o 2,7 proc. w czerwcu.
W czerwcu na koniunkturę w gospodarce negatywnie wpływał niekorzystny układ kalendarza (miesiąc liczył o dwa dni robocze mniej niż przed rokiem, a układ dni wolnych sprzyjał urlopom). Ekonomiści byli więc zgodni, że w lipcu produkcja przemysłowa znów wzrośnie. Przeciętnie szacowali jednak, że zwiększyła się nieco bardziej, o 6,3 proc. rok do roku.
Lipcowy odczyt wypada słabo na tle pierwszych pięciu miesięcy br., gdy produkcja sprzedana przemysłu rosła średnio w tempie 7,1 proc. rok do roku, a więc nawet szybciej, niż w latach 2017-2018, które były dla tego sektora bardzo udane. To kontrastowało z trwająca już od niemal roku recesją w przemyśle Niemiec, głównego partnera handlowego Polski.
„Słabe dane o produkcji przemysłowej w lipcu (…). Biorąc pod uwagę różnicę w liczbie dni roboczych, wpływ czerwcowych upałów i rozkład urlopów w fabrykach samochodów, dynamika produkcji powinna być dużo wyższa. Przemysł zrzucił pancerną zbroję” – napisał na Twitterze Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, nawiązując do dotychczasowej odporności polskiego sektora przemysłowego na spowolnienie za Odrą.