Łukasz Tarnawa. Ostre hamowanie wciąż nam nie grozi

#PROSTOzPARKIETU. Tarnawa: Obecnie nie widać kombinacji czynników, które zastopowały polską gospodarkę w latach 2012–2013

Publikacja: 25.09.2019 16:23

Gościem Grzegorza Siemionczyka był Łukasz Tarnawa, główny ekonomista Banku Ochrony Środowiska.

Gościem Grzegorza Siemionczyka był Łukasz Tarnawa, główny ekonomista Banku Ochrony Środowiska.

Foto: parkiet.com

Z niemieckiej gospodarki napływają coraz gorsze dane. Ankietowe wskaźniki koniunktury, takie jak PMI i Ifo, sugerują, że w przemyśle jest ona najgorsza od dekady. Kryzys z przemysłu powoli rozlewa się na inne sektory. Czy Niemcom grozi recesja z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko tzw. techniczna recesja, czyli dwa z rzędu kwartały spadku PKB?

Ostatnie dane faktycznie są dużo gorsze od oczekiwań i pokazują postępujący regres w niemieckim przemyśle. Prognozy dla tamtejszej gospodarki są korygowane w dół, teraz zanosi się na to, że także w IV kwartale dojdzie do zniżki PKB, trzeciej z rzędu. A przypomnijmy, że spowolnienie w Niemczech zaczęło się w połowie 2018 r. Wtedy wydawało się, że jest spowodowane przejściowymi problemami, np. związanymi z dostosowaniem się branży motoryzacyjnej do nowych norm. Tymczasem sytuacja stale się pogarsza, co można wiązać z tym, że Niemcy są gospodarką otwartą, nastawioną na eksport. A w globalną gospodarkę w najmniej fortunnym z cyklicznego punktu widzenia momencie uderzył wzrost protekcjonizmu. Obostrzenia w handlu zagranicznym nie dotyczą wprawdzie bezpośrednio Niemiec, ale oddziałują na tamtejszą gospodarkę choćby przez kanał niepewności, wzmacnianej jeszcze przez brexit.

W myśl zasady: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, konflikt handlowy między USA a Chinami powinien raczej sprzyjać Europie.

Tak mogłoby być, gdyby nie to, że jednocześnie wystąpiło kilka negatywnych zjawisk. Z jednej strony mamy protekcjonizm i konflikt handlowy, z drugiej brexit, a do tego jeszcze wewnętrzne problemy niemieckiej gospodarki. Na domiar złego, na ścianie wciąż wisi nabita strzelba w postaci ryzyka, że USA podniosą cła na import samochodów z Europy. Decyzja w tej sprawie ma zapaść w listopadzie. Jeśli Waszyngton się na to zdecyduje, cła odejmą od PKB Niemiec 0,2–0,6 proc. Ta niepewność sprawia, że firmy wstrzymują się z inwestycjami. Na razie w Niemczech jest więc tylko jeden czynnik stabilizujący koniunkturę: dobra sytuacja na rynku pracy. I to odróżnia dzisiejszą sytuację od tej sprzed dekady.

W Polsce produkcja przemysłowa w sierpniu spadła o 1,3 proc. rok do roku. Częściowo był to efekt niekorzystnego układu kalendarza, ale widać też np. spadek zamówień z zagranicy. Czy ten odczyt to początek trendu, czy znów tylko incydent, jak było w czerwcu?

Prawdopodobnie są to pierwsze oznaki tego, że polska gospodarka jest dotknięta przez globalne spowolnienie. Choć koniunktura w strefie euro zaczęła się psuć już w połowie 2018 r., dotąd praktycznie nie było widać negatywnego wpływu tej sytuacji na Polskę. Przez cztery kwartały przechodziliśmy spowolnienie w Europie suchą stopą. Teraz polskie firmy zaczynają odczuwać jego skutki. Widać też, że udziela im się wzrost niepewności. Ale nie można wciąż mówić o silnym osłabieniu koniunktury w Polsce. Dane z przemysłu w okresie wakacyjnym, ze względu na przerwy urlopowe, często są zaburzone.

Czyli wciąż mówimy o symbolicznym wyhamowaniu wzrostu PKB Polski, powiedzmy do 4,5 proc. z 5,1 proc. w ub.r., czy o poważniejszym spowolnieniu?

Już w II kwartale wzrost PKB był na poziomie 4,5 proc., kolejne kwartały przyniosą dalsze hamowanie wzrostu. Choć na przełomie lat 2019 i 2020 pojawi się silniejszy impuls konsumpcyjny, i tak dynamika PKB będzie słabła w kierunku 3,5 proc. w 2020 r. Nasz bazowy scenariusz zakłada wzrost PKB o 4,2 proc. w tym roku i o 3,6 proc. przyszłym.

Skoro spowolnienie w Polsce rozpoczyna się z dużym opóźnieniem względem strefy euro, czy jest możliwe, że najgorsze jest wciąż daleko przed nami? Ekonomiści z ING BSK zakładają, że w 2021 r. wzrost PKB zwolni do 1,7 proc. To możliwe?

Przy dzisiejszej dynamice wydarzeń, także w zakresie polityki gospodarczej, 2021 r. to jest bardzo odległa perspektywa. Bez wątpienia jednak na przełomie 2019 i 2020 r. stabilizująco na polską gospodarkę będzie działał popyt konsumpcyjny. Będziemy też wciąż wykorzystywali fundusze unijne, a więc inwestycje publiczne będą rosły, chociaż nie tak szybko jak w ub.r., przed wyborami samorządowymi. W 2021 r., przy wysokich bazach odniesienia, trudno będzie już liczyć na silny wzrost popytu krajowego. Z drugiej strony można liczyć na to, że wtedy konflikt handlowy będzie już wygasał, a niepewność w światowej gospodarce, choćby związana z brexitem, będzie opadała. Na to nałoży się jeszcze luźna polityka pieniężna i być może poluzowanie polityki fiskalnej. Wszystko to może doprowadzić do odbicia koniunktury na świecie. Czyli może być tak, że do 2021 r. doprowadzi nas silny popyt konsumpcyjny, a potem ożywi się popyt zewnętrzny.

Pogląd, że w najbliższym czasie polską gospodarkę będzie stabilizował popyt konsumpcyjny, jest dość powszechny. Ale czy nie obawia się pan tego, że świadczenia z rozszerzonego 500+ będą zasilały głównie oszczędności, a nie konsumpcję?

Oczywiście, trzeba się z tym liczyć. Rozszerzony program 500+ będzie skutkował wzrostem dochodów rodzin lepiej sytuowanych, o niższej krańcowej skłonności do konsumpcji. Ale nadzieje na impuls konsumpcyjny w II połowie roku wiąże się też z wypłatą dodatków dla emerytów, których skłonność do konsumpcji jest wysoka. Do tego wciąż mamy dobrą sytuację na rynku pracy. Łącznie wzrost dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych w porównaniu z ub.r. będzie tak duży, że nawet jeśli zwiększy się stopa oszczędzania, to i tak dynamika konsumpcji powinna ustabilizować się na poziomie powyżej 4 proc.

A co jeśli na rynku pracy koniunktura się popsuje? Już teraz wzrost zatrudnienia hamuje i trudno to wiązać tylko z niedoborem pracowników. Widać też, że hamuje wzrost popytu na pracę, powstaje mniej nowych miejsc pracy. Czy jest możliwe, że wkrótce w górę ruszy stopa bezrobocia, a wzrost płac zwolni?

Nie ma wątpliwości co do tego, że gospodarka będzie słabła. Pytanie, czy będzie hamowała gwałtownie czy łagodnie. Poprzedni epizod wyraźnego spowolnienia wystąpił w Polsce w latach 2012–2013, gdy wzrost PKB spadł w okolice 1 proc. Wtedy zatrudnienie przez jakiś czas malało w ujęciu rok do roku, a potem przez pewien czas wolno rosło. Mieliśmy do czynienia z zatrzymaniem konsumpcji i załamaniem inwestycji po Euro 2012. Do tego recesja w Europie była poważna. Dziś dynamika zatrudnienia słabnie i rzeczywiście jest to wypadkowa czynnika popytowego i podażowego. Ten trend będzie postępował, ale jest mało prawdopodobne, że doprowadzi do sytuacji, w której rynek pracy zacznie tłumić wzrost konsumpcji. Krótko mówiąc, kombinacja tych czynników, które zahamowały gospodarkę w latach 2012–2013, raczej nie wystąpi. Jest duża szansa, że spowolnienie skończy się na wzroście rzędu 3,5 proc.

Gospodarka krajowa
Agencja S&P nie zmieniła ratingu Polski
Gospodarka krajowa
NBP ma już ponad 509 ton złota, więcej niż EBC
Gospodarka krajowa
Tempo podwyżek płac w gospodarce wciąż hamuje. Dane są najsłabsze od trzech lat
Gospodarka krajowa
Kolejna obniżka stóp procentowych w czerwcu pod znakiem zapytania
Materiał Promocyjny
PZU ważnym filarem rynku kapitałowego i gospodarki
Gospodarka krajowa
Prezes NBP Adam Glapiński: Wątpliwa kolejna obniżka stóp procentowych w czerwcu
Gospodarka krajowa
Gołębia Rada coraz mniej lęka się inflacji i ścina stopy procentowe