Aktywność we wszystkich głównych sektorach polskiej gospodarki w sierpniu rozczarowała. Wolniej od oczekiwań rosły produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna, szybciej spadała produkcja budowlana. Tymczasem odrabianie strat z okresu zamknięcia gospodarki wiosną br. jeszcze się nie skończyło. Dlaczego ożywienie zatrzymało się na półmetku?
Taki rozwój sytuacji jest zbieżny z tym, czego oczekiwaliśmy. Można powiedzieć, że zostały zerwane nisko wiszące owoce ożywienia. Jeśli przeanalizujemy ożywienie w przekroju sektorowym, to zobaczymy, że w przemyśle i handlu ono miało V-kształtny przebieg. Do poziomu produkcji i sprzedaży z lutego brakuje już niewiele. Inaczej jest w sektorze budowlanym, a także w gastronomii, hotelarstwie i transporcie. I to się raczej szybko nie zmieni biorąc pod uwagę to, jak na te sektory wpływa pandemia. Po okresie nadrabiania zaległości w produkcji i w wydatkach konsumentów weszliśmy więc w okres, w którym główną rolę będą odgrywały takie czynniki, jak duża niepewność co do rozwoju pandemii i wolniejsze tempo wzrostu dochodów gospodarstw domowych. Skutek jest taki, że po szybkim odbiciu aktywności przyszedł czas na trend boczny, który potrwa kilka miesięcy, a może nawet kwartałów.
Na początku września zrewidowaliście swoje prognozy dla polskiej gospodarki. Oceniliście, że PKB Polski spadnie w br. o 3,1 proc., zamiast o ponad 4. Ta rewizja nie była przedwczesna?
Nie. Sierpniowe dane nie unieważniają naszej oceny, że III kwartał rozpoczął się dla polskiej gospodarki dobrze. Jeśli porównamy sytuację do dołów, które wyżłobiliśmy w II kwartale, to dane z lipca i sierpnia sugerują, że możemy oczekiwać wzrostu PKB o 6,5–7 proc. kwartał do kwartału w ujęciu odsezonowanym. Rok do roku spodziewamy się spadku PKB o około 3 proc., może nieco mniej. I podobnie będzie w IV kwartale.