Jak podał we wtorek GUS, przeciętne zatrudnienie (tzn. przeliczone na pełne etaty) w sektorze przedsiębiorstw wzrosło we wrześniu o 0,6 proc. rok do roku, po zwyżce o 0,9 proc. w sierpniu i 1,8 proc. w lipcu. To najsłabszy wynik od marca, gdy obowiązywało wiele ograniczeń aktywności ekonomicznej w związku z trzecią falą epidemii Covid-19.
Taki wynik nie jest jednak niespodzianką. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści zdawali sobie sprawę z tego, że we wrześniu wzrostu zatrudnienia w ujęciu rok do roku ponownie wyhamował, przede wszystkim za sprawą wyższej niż w poprzednich miesiącach bazy odniesienia (latem 2020 r. na rynku pracy trwało już ożywienie).
W porównaniu do sierpnia, przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw zmalało we wrześniu o niespełna 5 tys. etatów, po zniżce o 10 tys. miesiąc wcześniej. To oznacza, że liczba etatów w sektorze przedsiębiorstw ponownie oddaliła się od poziomu sprzed pandemii. W minionym miesiącu wynosiła niespełna 6,35 mln, o niemal 100 tys. mniej niż w lutym 2020 r. (i o 39 tys. mniej niż we wrześniu 2019 r.).
Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje podmioty z co najmniej 10 pracownikami, wzrosło we wrześniu 8,7 proc. rok do roku, do 5841 zł brutto, po zwyżce o 9,5 proc. w sierpniu. To wynik bliski przeciętnych szacunków ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet". Pomijając lipiec, gdy wzrost płac był taki jak we wrześniu, niższy był poprzednio w marcu, gdy sytuacja epidemiczna była znacznie gorsza.
Szybki wzrost płac w warunkach niemrawego wzrostu zatrudnienia może wskazywać na to, że przedsiębiorstwa mają problemy ze znalezieniem pracowników. Tak ekonomiści powszechnie interpretowali sierpniowe dane z rynku pracy. Teraz jednak niektórzy oceniają, że słabnąca dynamika zatrudnienia to nie tylko efekt niedoboru pracowników, ale też prawdopodobnie mniejszego na nich zapotrzebowania m.in. w związku z przestojami w niektórych firmach.