Po środowej decyzji Rady, ale jeszcze przed czwartkową konferencją prezesa NBP, oceniałeś, że cykl zaostrzania polityki pieniężnej zakończy się, gdy stopa referencyjna dojdzie do 2,5 proc. Czy po wystąpieniu Adama Glapińskiego podtrzymujesz tę ocenę?
Nie zmieniam zdania. Zdaję sobie sprawę z tego, że rynek, a także część ekonomistów, nastawia się na większe podwyżki stóp. W komunikacji RPP jest jednak kilka elementów, które powodują, że prognoza na poziomie 2,5 proc. wydaje mi się rozsądna. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na skupienie Rady na średnim okresie. W tym momencie oznacza to mniej więcej II połowę 2023 r. W ostatnim komunikacie Rady znalazło się też zdanie, że zacieśnienie polityki pieniężnej będzie tak prowadzone, aby utrzymać gospodarkę na ścieżce zrównoważonego wzrostu. Prezes Glapiński sprecyzował, że chodzi o utrzymanie pozytywnych tendencji na rynku pracy.
W komunikacji brakuje jeszcze jednego wątku, o którym była mowa w „Założeniach polityki pieniężnej na 2022 r.", a który będzie ważny w najbliższych latach. W „Założeniach..." RPP napisała, że nie ma wpływu na ceny energii, więc będzie na nie patrzyła trochę przez palce. To jest moim zdaniem optymalne spojrzenie, bo podwyżki cen energii będą kolejną serią szoków podażowych, które same z siebie będą trochę ograniczały aktywność w gospodarce. Nie ma sensu, aby Rada dodatkowo tę aktywność tłumiła. Podsumowując, wydaje mi się, że RPP będzie miała dużą tolerancję dla inflacji powyżej celu NBP.
Prezes NBP zapewnia, że polityka pieniężna będzie prowadzona tak, żeby w horyzoncie projekcji NBP – czyli do końca 2023 r. – inflacja wróciła do pasma dopuszczalnych odchyleń od celu, czyli w praktyce, żeby znalazła się tuż poniżej 3,5 proc. Czy twój scenariusz jest spójny z tak postawionym celem?