Powiew grozy na rynkach. Chciwość zmieniła się w strach

To był czarny poniedziałek na światowych giełdach. Rynki zaczęły się bać m.in. recesyjnego scenariusza w USA. Analitycy liczą na uspokojenie nastrojów w niedługim okresie, ale to wcale nie musi oznaczać końca problemów.

Publikacja: 06.08.2024 06:00

WIG20 w ciągu dnia tracił na wartości nawet ponad 5 proc.

WIG20 w ciągu dnia tracił na wartości nawet ponad 5 proc.

Foto: AdobeStock

Poniedziałkowe wydarzenia rynkowe można zaliczyć do kategorii tych, które na długo zapadną w pamięć inwestorów. Zaczęło się od paniki na rynkach azjatyckich. Nikkei 225 stracił w poniedziałek ponad 12 proc. Po Azji przyszła pora na Europę. Tutaj również byliśmy świadkami bardzo mocnych spadków. WIG20 w ciągu dnia tracił na wartości nawet ponad 5 proc., niemiecki DAX spadał ponad 3 proc. Później swoje dołożyli również Amerykanie. Indeksy na Wall Street zaczęły dzień również od bardzo mocnego cofnięcia. Dość powiedzieć, że już w pierwszych minutach handlu S&P 500 tracił na wartości ponad 4 proc., a technologiczny Nasdaq 5,5 proc. Odpływ kapitału widać było również na rynku krypotwalut. Bitcoin w ciągu dnia tracił nawet 15 proc., zbliżając się tym samym do poziomu 50 tys. USD. Kapitał znów szuka bezpieczeństwa (w poniedziałek kierował się on m.in. w stronę franka, jena czy też amerykańskich obligacji skarbowych), bo boi się recesji w Stanach Zjednoczonych. Tę mają zwiastować m.in. dane z amerykańskiego rynku pracy, które ukazały się w piątkowe popołudnie. – Słabsze dane z gospodarki amerykańskiej przesunęły oczekiwania inwestorów w stronę obaw przed recesją. Ponadto bardzo dynamiczny spadek rentowności amerykańskich obligacji, w tym głównie na krótkim końcu krzywej, powoduje, że inwersja krzywej rentowności jest negowana, co historycznie było silnym sygnałem uprawdopodobniającym recesję – wskazuje Sobiesław Kozłowski z Noble Securities.

Na to wszystko nakładają się jastrzębi zwrot w wykonaniu Banku Japonii czy też napięta sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie. Rynek dostał kumulację negatywnych sygnałów, a pytanie, czy to początek prawdziwych rynkowych problemów, czy tylko chwilowa panika, wybrzmiało w poniedziałek wyjątkowo wyraźnie.

Po tak mocnych spadkach, jakich rynek doświadczył na starcie tygodnia, odreagowanie w górę byłoby czymś naturalnym, ale Daniel Kostecki z CMC Markets ostrzega, że próba łapania spadającego noża nie musi się pozytywnie zakończyć.

Obecny bieg wydarzeń do złudzenia przypomina sytuację z okresu lipiec–październik 2007 roku. Wtedy WIG spadł o 20 proc., aby jeszcze odbić korekcyjnie do października i następnie rozpoczęła się bessa. Z kolei S&P 500 w tym czasie ustanowił jeszcze nowy szczyt i dopiero po tym rozpoczęła się bessa. Teraz może być bardzo podobnie – uważa Kostecki.

Ostrożność radzi zachować także Maciej Bobrowski, dyrektor wydziału analiz DM BDM.

– Mam nadzieję, że dojdzie do stabilizacji na rynkach w dość krótkim terminie. Jednocześnie jestem daleki od kreślenia scenariusza szybkiego powrotu WIG do tegorocznych maksimów. Obozowi byków w najbliższych miesiącach według nas będzie brakowało kolejnych mocnych impulsów do podtrzymania tak dobrej koniunktury – mówi Bobrowski. Jego zdaniem wyzwania będą miały charakter zarówno lokalny, jak i globalny.

Giełda
Popyt wrócił na warszawską giełdę, ale WIG20 i tak nie uniknął przeceny
Giełda
Odbicie na bankach
Giełda
Krajowe indeksy mają pod górkę
Giełda
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić
Giełda
3000 jeszcze nie
Giełda
Otwarcie sierpnia podyktowane przez rynki bazowe