Po cięgach, jakie zebrały byki na GPW w środę, w czwartek chciały się szybko odegrać i zanegować korektę. Zapału starczyło jednak tylko na pierwsze kilkadziesiąt minut handlu. Poziom 2450 pkt, w pobliże którego WIG20 dotarł po pierwszej godzinie handlu, aktywował sprzedających. Tym razem popyt cofał się powoli, stopniowo. Druga część sesji była jednak wyraźnie słabsza od pierwszej. WIG20 był bliski zamknięcia niemal w punkcie wyjścia, ale ostatecznie zyskał 0,25 proc., lądując na koniec dnia na 2418 pkt. Można by więc uznać, że indeks dużych spółek wziął się do odrabiania strat ze środy, ale kupujący pozostawili po sobie w czwartek szerokie połacie spalonego terenu – nad skromnym białym korpusem przeważa długi cień. Taki układ świecowy sugeruje, że za nami tylko przystanek na drodze dalszej korekty. Los WIG20 może oczywiście odmienić nagła poprawa atmosfery na globalnych rynkach i wyjście na nowe rekordy, co wcale nie jest wykluczone.
Opublikowane w czwartek dane o inflacji w USA tym razem pokrywały się z oczekiwaniami, co ewidentnie uspokoiło atmosferę. W godzinach poprzedzających ich publikację rentowności amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych wykraczały powyżej 4,30 proc., ale potem runęły do 4,23 proc., co pokrzepiło inwestorów przy Wall Street.