Nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Gdyby trzymać się tej maksymy, po czwartkowej sesji naszemu rynkowi należałoby wystawić nie najlepszą oceną. Sesja zakończyła się bowiem wyraźną przeceną.
Pierwsze fragmenty notowań nie zwiastowały problemów. WIG20 dzień rozpoczął od dość wyraźnego wzrostu, który w pierwszej godzinie sięgał około 0,7 proc. Było to jednak wszystko, na co tego dnia stać było byki. W zasadzie po godzinie handlu przewaga kupujących zaczęła topnieć. Presja sprzedających coraz bardziej się uwidaczniała i stało się jasne, że o utrzymanie się nad kreską będzie bardzo trudno. Pierwsze skalpy niedźwiedzie zdobyły po godz. 11, ale to była tylko przygrywka do dalszych wydarzeń.
Nasz rynek w kolejnych fragmentach notowań słabł. Nie widać było za bardzo, aby byki miały jakiś pomysł na wyprowadzenie kontry. Kiedy ukazały się dane o amerykańskiej inflacji, które w teorii oznaczać mogą przesunięcie w czasie pierwszych obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, niedźwiedzie na GPW poczuły się jak w domu. Na innych europejskich rynkach widać było spadki, a kolor czerwony zagościł też na Wall Street po rozpoczęciu notowań. W takim otoczeniu trudno było znaleźć argumenty za odbiciem. Do końca dnia w Warszawie widzieliśmy więc przewagę czerwieni, a WIG20 ostatecznie stracił 1,1 proc.
Czytaj więcej
Inflacja konsumencka w USA przyspieszyła z 3,1 proc. w listopadzie do 3,4 proc. w grudniu, a oczekiwano jej wzrostu tylko do 3,2 proc.