Piątkowa sesja na warszawskim parkiecie zaczęła się od mocnego uderzenia byków. Wystarczyło kilka minut, by indeks WIG20 znalazł się około 1 proc. nad kreską. Tym samym można było powoli zerkać w stronę okrągłego poziomu 1700 pkt. Motorem napędowym rynku był PKN Orlen. Akcje spółki zyskiwały prawie 4 proc. po publikacji wyników finansowych. PKN Orlen ciągnął także w górę notowania PGNiG (firmy mają być połączone, a akcjonariusze PGNiG mają dostać papiery PKN Orlen). Ten sielankowy obraz szybko jednak zaczął się psuć.

PKN Orlen z siły napędowej rynku stał się jego kulą u nogi. Doszło do klasycznej sprzedaży faktów, co w ostatnim czasie jest dość częstym zjawiskiem, jeśli spółka publikuje lepsze od oczekiwań wyniki finansowe. W ślad za PKN Orlen podążyło PGNiG, a to oznaczało gotowe kłopoty. Już po dwóch godzinach handlu z porannych wzrostów nic nie zostało. Później jednak zaczęło się przeciąganie liny w okolicach zamknięcia z czwartku. Było to w sumie zrozumiałe, bo inwestorzy czekali na popołudniowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Te okazały się lepsze od oczekiwań i pokazały, że rynek pracy wciąż trzyma się mocno. Oznacza to, że Fed nadal ma dużo przestrzeni do podwyżek stóp procentowych. To był zimny prysznic dla rynków. Większość z nich zjechała pod kreskę, a słabością tradycyjnie raził już nasz parkiet. WIG20 tracił momentami nawet ponad 1,5 proc. Ostatecznie zamknął dzień 1,33 proc. pod kreską. Nie tak miało być.