Mówi się o niebezpieczeństwie stagflacji, jednak ma ono raczej formę negatywnego scenariusza niż konkretnego zjawiska. W latach 70., wbrew pozorom, mieliśmy nie tyle do czynienia z połączeniem inflacji i stagnacji/recesji, a z połączeniem inflacji i wysokiego bezrobocia. Teraz rynki pracy w większości krajów nie okazują słabości. Za to inflacja bije kolejne rekordy i, patrząc na szykujące się szoki podażowe związane konfliktem zbrojnym, nie sposób oczekiwać jej szybkiego powrotu do poziomów nie zaburzających funkcjonowania gospodarek.
Od piątku 18 marca widzimy z jednej strony zwyżki cen aktywów ryzykownych, z drugiej zaś systematyczny wzrost rentowności na krzywych obligacji. Sytuacja, w której akcje drożeją, zaś obligacje tanieją, jest typowa dla fazy wzrostowej w gospodarkach. Amerykańska krzywa rządowa przesunęła się do góry, przy czym krótki koniec przemieścił się w punkcie rocznym o 47 pb, dwuletnim o 38, dziesięcioletnim o 32, zaś 30-letnim o 16 pb. Mamy coraz bardziej płaskie nachylenie krzywej. To jest argument dla tych, którzy obawiają się recesji. W przypadku niemieckiej krzywej przesunięcie było równoległe o 22–28 pb. W strefie euro nie rozpoczęły się jeszcze podwyżki stóp. Mniejsza awersja do ryzyka była widoczna także w przypadku obligacji wysokodochodowych. Nastąpiło zawężenie się spreadów kredytowych i indeksy tych obligacji performowały lepiej niż indeksy papierów o ratingach inwestycyjnych.