Nastroje na rynkach europejskich z rana były korzystne. Indeksy szły w górę, bo inwestorzy dobrze przyjęli informację o mniejszym od oczekiwań popycie na pożyczki trzymiesięczne z Europejskiego Banku Centralnego – co świadczy o tym, że banki nie są chyba jednak w tak złej kondycji, jak myślano jeszcze wczoraj. Przypomnijmy, że wczorajsze ostre spadki na giełdach były m.in. efektem spekulacji, że wygaśnięcie programu tanich pożyczek rocznych z EBC bardzo negatywnie wpłynie na sytuację finansową kredytodawców.

W dalszej fazie dzisiejszej sesji indeksy zeszły jednak w pobliże zera. A potem zaczęły tracić. Kwadrans po 15.00 londyński FTSE-100, paryski CAC-40 oraz niemiecki DAX spadały od 0,1 do 0,6 proc. W tym samym czasie główne indeksy giełdy w Warszawie spadały o nieco ponad 0,5 proc.

Inwestorów rozczarowały dane z USA dotyczące zatrudnienia, które opublikowała firma ADP. Wynika z nich, że w czerwcu amerykańskie firmy stworzyły tylko 13 tys. nowych etatów. Ekonomiści liczyli na mniej więcej cztery razy tyle. To zły prognostyk przed piątkowymi, oficjalnymi danymi dotyczącymi rynku pracy, publikowanymi przez rząd. Dane ADP wskazują, że ożywienie w największej gospodarce świata wciąż nie jest jeszcze trwałe – bo inaczej firmy zatrudniałyby więcej osób.

Otwarcie na Wall Street, które nastąpiło już po publikacji raportu ADP, wypadło mało udanie. W pierwszej minucie Dow Jones, S&P 500 oraz Nasdaq Composite traciły setne części procent.

W przypadku S&P 500, uważanego za najważniejszy amerykański indeks giełdowy, nawet tak śladowy spadek ma jednak znaczenie. Wczoraj indeks ten stracił 3,1 proc. i znalazł się na najniższym poziomie w tym roku. Jest więc ryzyko, że dziś – na ostatniej sesji półrocza – jeszcze ten dołek pogłębi.