Poprawy nie widać jednak na rynkach nowojorskich.Czwartkowa sesja na Wall Street zakończyła się zanotowaniem przez indeks S&P 500 kolejnego tegorocznego minimum (1027,3 pkt, o 7,9 proc. mniej niż na początku roku). Na początku piątkowej indeks krążył wokół tej wartości, a potem zaczął tracić.
Pewnie byłaby szansa na wyciągnięcie giełdy z dołka, gdyby lepsze od oczekiwań były dane o zatrudnieniu. Jednak kolejny raz okazało się, że rynek pracy w USA jest słaby. Nie liczy się tu nawet tyle spadek ogólnej liczby miejsc pracy (efekt zwalniania rachmistrzów do spisu powszechnego), ile mniejsza od prognoz liczba nowych etatów w firmach. Ponadto w USA spadły w maju zamówienia w fabrykach. Jeśli więc inwestorzy sprzedawali ostatnio akcje, przeczuwając, że gospodarkę USA może czekać ochłodzenie, to znów dostali dowód, że może to być scenariusz realny.
Dane o etatach w USA tylko na moment zachwiały giełdami w Europie Zachodniej. Europa ma swoje własne problemy, nawet poważniejsze niż amerykańskie, ale na tle giełd w USA rynki Starego Kontynentu poczynały sobie ostatnio nieźle. Regionalny indeks Stoxx Europe 600, choć w czwartek znalazł się najniżej od końca maja, kiedy ustanawiał tegoroczny dołek, wciąż miał wobec niego 2 proc. zapasu. Z poziomu z początku roku spadł zaś o 6,5 proc., czyli mniej niż S&P 500 (choć po uwzględnieniu zmian kursów walut relacje te byłyby oczywiście zupełnie różne).
W piątek Stoxx Europe 600 rósł momentami o 1 proc., jednak pod koniec sesji zyskał sporo mniej. Zwyżki zanotowano na parkietach w Londynie i Paryżu, natomiast o 0,4 proc. pod kreską skończył dzień niemiecki indeks DAX.
Ropa naftowa w piątek taniała, drożały natomiast miedź i złoto. Ogólnie rzecz biorąc, surowce mają jednak za sobą dość słaby tydzień.Spadki cen ropy nawet o 1,7 proc. (surowiec kosztował w Nowym Jorku po 72,2 USD za baryłkę) wiązano ze słabymi danymi z amerykańskiego rynku pracy, a także spadkiem o 1,4 proc. zamówień w amerykańskich fabrykach. Inwestorzy boją się spowolnienia gospodarki USA, a co za tym idzie, mniejszego popytu na paliwa. Lepiej radziły sobie miedź i złoto. Cena tej pierwszej rosła w Londynie o 1,5 proc., do 6430 USD za tonę, a cena złotego kruszcu o niespełna 1 proc., do 1210 USD za uncję.