Optymiści jeszcze mogliby zakwestionować tezę, że od maja jesteśmy w średnioterminowym trendzie spadkowym, ale wraz z upływem czasu i ewentualnym dalszym obsuwaniem się giełdowych indeksów i oni będą musieli się pogodzić z faktami.
Jak dotychczas przebieg tej korekty/średnioterminowej fali spadkowej jest łagodny. WIG stracił w ciągu dwóch miesięcy raptem 10 proc., po tym jak w trakcie minihossy wzrósł o ponad 100 proc. Krótkoterminowo próbujemy się nawet odbić, w czym może nam pomóc rynek amerykański, który przez ostatnie dwa tygodnie opadał bez żadnej korekty w górę.
Inwestorzy zatem nie powinni (jeszcze) mieć powodów do narzekania.Jednym ze skutków zmiany sytuacji na rynkach finansowych w ostatnich dwóch miesiącach jest wyraźne osłabienie złotego. Oczywiście dla sporej grupy firm oznaczać to może konieczność tworzenia dodatkowych odpisów i pogorszenie zyskowności w krótkim okresie. Jednak z perspektywy całej naszej gospodarki będzie to amortyzować nadchodzące ponownie spowolnienie w globalnej gospodarce.
Słaby złoty będzie mieć tym większe znaczenie, im gorszy scenariusz wydarzeń zmaterializuje się w najbliższych miesiącach. Zadziała on zatem podobnie jak w roku 2009. Nawet jeśli dynamika PKB w wielu krajach spadnie poniżej zera, my ciągle powinniśmy doświadczać wzrostu gospodarczego.
Taka sytuacja może rodzić szereg implikacji. Najważniejszą z nich będzie odłożenie na wiele lat przystąpienia Polski do strefy euro. Oczywiście oficjalnie będziemy głosić, że przyjęcie europejskiej waluty jest naszym celem, ale w praktyce ciągle będziemy mieć złotego. Może wcale nie okaże się to takie złe dla nas, ponieważ w międzyczasie powinno rozstrzygnąć się, czy wielki eksperyment, jakim jest euro, przetrwa kryzys. Dodajmy, że pierwszy kryzys. Tymczasem cieszmy się z faktu, że jesteśmy zieloną wyspą, chociaż pewnie okaże się to niewystarczające do podtrzymania dobrej passy na GPW, jeśli inne giełdowe indeksy będą tracić na wartości.