Można o niej w skrócie powiedzieć tyle, że się odbyła. Poza zwiększoną aktywnością na papierach Tauronu, związaną prawdopodobnie z wejściem spółki do europejskich indeksów, nic szczególnego się nie wydarzyło.
Podobnie wyglądał cały tydzień. Podczas gdy na światowych giełdach działo się sporo, przynajmniej jeśli chodzi o zmiany wartości głównych indeksów, nasz parkiet, poza wtorkowym zrywem, z reguły pozostawał daleko w tyle. Bilans na koniec tygodnia jest więc taki, że np. giełda hiszpańska zyskała ponad 9 proc., chińska, węgierska czy francuska ponad 6 proc., a GPW zaledwie 1,4 proc.
Warto się zastanowić, skąd się biorą takie dysproporcje. Najprostszym wytłumaczeniem jest to, że podczas ostatniej przeceny wspomniane wyżej giełdy traciły znacznie więcej niż nasza.Ale prawdą jest również to, że od pewnego czasu kapitał zagraniczny omija warszawski parkiet, a krajowe fundusze przy braku napływu nowych środków są głównie zainteresowane utrzymaniem indeksów powyżej poziomów wsparcia. Przy takiej ilości pieniędzy na rynku nie jest to zresztą zbyt trudne.
W lipcu średnie dzienne obroty na GPW wyniosły około 1 mld zł, czyli przeszło 30 proc. mniej niż w czerwcu. Być może to efekt wakacji. Ale słaby potencjał wzrostu może wynikać też z oczekiwań dotyczących np. przyszłych wskaźników, takich jak cena do zysku dla poszczególnych giełd. Warszawa z oczekiwanym na ten rok wskaźnikiem C/Z na poziomie 12,2 przegrywa nie tylko z większością krajów emerging markets, ale też z giełdami państw rozwiniętych.
Takie zachowanie warszawskiej giełdy może mieć fatalne skutki. Pojawiają się bowiem opinie, że cały ten ruch w górę na zachodnich rynkach to tylko klasyczne odreagowanie. W sferze makroekonomicznej nie wydarzyło się bowiem nic, co uzasadniałoby tak mocne zwyżki. Mało tego informacje z początku tygodnia z USA czy Chin wzmogły obawy ekonomistów o tzw. drugie dno recesji. Między innymi poznaliśmy dane na temat aktywności w sektorze usług w USA. Okazało się, że w czerwcu wskaźnik ISM spadł do 53,8 pkt, podczas gdy analitycy oczekiwali odczytu na poziomie 55 pkt. Słabsze dane w żaden sposób nie wpłynęły na noto-wania, co pośrednio potwierdza tezę o korekcyjnym ruchu w górę.