Tym samym po kilku słabszych sesjach warszawska giełda nadrobiła dystans do innych europejskich parkietów, które w poprzednim tygodniu spisywały się znacznie lepiej niż ona. Wyciąganie wniosków z tej pogoni popytu jest jednak przedwczesne. O nastrojach w najbliż- szych dwóch-trzech tygodniach decydować będą, oprócz danych makroekonomicznych, w głównej mierze informacje płynące z amerykańskich spółek, które w poniedziałek rozpoczęły kolejny sezon publikacji raportów kwartalnych.

Analitycy ankietowani przez Thomson Reuters prognozują, że zyski spółek z indeksu S&P500 będą w II kwartale 2010 roku o 27 proc. wyższe niż przed rokiem. Paradoksalnie jednak to nie wyniki z poprzedniego kwartału są kluczem do koniunktury na Wall Street. Dużo ważniejsze będą prognozy tychże spółek na najbliższe kwartały. Podobnie jak w przypadku amerykańskiej gospodarki, to nie wyniki już wypracowane są elementem niepewności, ale to, co przyniesie przyszłość. Dlatego najlepszy raport zostanie zignorowany, a akcje danej spółki zanurkują, jeżeli przewidywania zarządu co do przyszłości okażą się mgliste.

Prognozy i przewidywania spółek co do przyszłości powinny zdecydować, czy S&P500, który w poprzednim tygodniu wrócił powyżej ważnych poziomów technicznych z maja i pierwszej połowy czerwca, negując tym samym sygnały sprzedaży, ruszy w kierunku szczytu sprzed trzech miesięcy. Czy też jednak ten powrót okaże się pułapką, a indeks spadnie najpierw do psychologicznego poziomu 1000 pkt, żeby później przetestować okolice 980 pkt, gdzie aktualnie wsparcie tworzy dolne ograniczenie kanału spadkowego, w jakim od kwietnia br. on się porusza (górne ograniczenie tego kanału znajduje się na poziomie 1085 pkt, a jego zdecydowane przełamanie będzie jednoznacznym sygnałem kupna).

Od rozwoju sytuacji na Wall Street będzie zależało, czy indeks dużych spółek w najbliższym czasie ruszy w kierunku kwietniowego szczytu. Czy też może z sukcesem zaatakuje lutowy dołek (2173,25 pkt - wykres dzienny), kierując się następnie ku psychologicznej barierze 2000 pkt. Niezależnie jednak od tego, który scenariusz będzie "grany", warszawska giełda powinna wykazać się relatywną siłą w stosunku do Wall Street.

Popyt na polskie akcje wspierany będzie przez wciąż dobre wyniki gospodarki, mające źródła zarówno w osłabieniu złotego, jak i obserwowanym w ostatnich miesiącach ożywieniu w niemieckiej gospodarce, wywołanym przez przecenę wspólnej waluty. Ta relatywna siła GPW zniknie, gdy pojawią się poważne obawy przed drugim uderzeniem recesji. To jednak jest w tej chwili raczej mało prawdopodobny scenariusz.