Ostatnie szczyty udało się osiągnąć m.in. dzięki spekulacjom, że Rezerwa Federalna będzie chciała wspomóc słabnącą amerykańską gospodarkę i zwiększy dodruk pieniędzy w zamian za skupowane z rynku obligacje i inne aktywa (stóp obniżać nie może, bo i tak są prawie zerowe). Dziś, czyli w dniu, kiedy Fed ma posiedzenie poświęcone polityce monetarnej i ostatecznie ogłosi swoje decyzje (komunikat jest spodziewany o 20.15 naszego czasu), nastroje jednak wyraźnie się zmieniły i indeksy od rana notują spadki.
Na początku sesji w Europie straty indeksów były umiarkowane. Nasiliły się dopiero po południu, wraz ze startem handlu za Atlantykiem. Na niecałą godzinę przed zamknięciem główne indeksy we Frankfurcie i w Paryżu traciły po blisko 1,5 proc., a w Madrycie i Amsterdamie po ponad 1 proc. W Londynie przecena była mniejsza. Ale za to za Atlantykiem oba główne indeksy, Dow Jones i S&P 500, również spadały o ponad 1 proc.
Złe nastroje po części ujawniły się z powodu słabszych danych z Chin. Wynika z nich bowiem, że tamtejszy import wzrósł w lipcu najwolniej od listopada i okazał się mniejszy od prognoz, co wskazuje na słabnięcie popytu wewnętrznego. Jest to więc sygnał niekorzystny dla globalnej gospodarki. Giełda w samych Chinach straciła dziś o niemal 3 proc., najwięcej od sześciu tygodni.
Po południu słabsze dane napłynęły także z USA – okazało się, że wydajność pracy w Stanach niespodziewanie spadła w II kwartale, co samo w sobie jest niekorzystne, a ponadto może zwiastować problemy firm z dalszą redukcją kosztów.
Chęć do sprzedaży akcji przez inwestorów tuż przed decyzją Fedu oznacza, że albo rynek zaczął się obawiać, że do oczekiwanego rozluźnienia polityki może nie dojść, albo też, że nawet jeśli ono nastąpi, to wcale nie musi mieć pozytywnego wydźwięku – wszak będzie podyktowane pogarszaniem się prognoz dla największej światowej gospodarki. Inwestorzy wolą być ostrożni. Mają świadomość, że pomimo tego, że rynki znalazły się ostatnio w najwyższym punkcie od wiosny, perspektywy dla giełd wcale nie są jednoznaczne.