Tak mogło wydawać się jeszcze w poprzednim tygodniu. Jednak wyraźna zmiana nastrojów, jaka dokonała się zarówno na naszej giełdzie, jak i na światowych rynkach, w ostatnich dniach skłania już do bardziej ostrożnego podejścia.
Symptomatyczne jest to, jak od 4 do 11 sierpnia zmieniły się nastroje inwestorów w USA. W połowie pierwszego sierpniowego tygodnia ankieta Investors Intelligence wykazała 38,9 proc. byków oraz 33,3 proc. niedźwiedzi. Tydzień później optymistów było już prawie 3 pkt proc. więcej, a zwolenników zniżek aż o prawie 6 pkt proc. mniej.
To pokazuje, jak duże były nadzieje na to, że S&P 500 zdoła przebić się przez barierę 1130 pkt, która jest górną granicą trwającego trzeci miesiąc trendu bocznego. Z tymi nadziejami trzeba będzie się mierzyć w kolejnych dniach. Jeśli atmosfera nie zacznie się poprawiać, to rozczarowanie, które jest najgorszym stanem dla rynku, będzie się nasilać. Ci, którzy kupowali akcje z myślą o zakończeniu trendu bocznego i kontynuacji ruchu w górę, zaczną się ich pozbywać. Już teraz zniżka w USA zabrała zyski tym, którzy stali po stronie kupna przez blisko trzy ostatnie tygodnie.
Tłem wydarzeń na ostatnich sesjach jest powrót obaw przed dalszym osłabieniem ożywienia gospodarczego. Złe sygnały napływają głównie z rynków wschodzących. Hamują Chiny, gdzie wymowny był 98-proc. spadek wartości nowo udzielonych kredytów hipotecznych w lipcu w Szanghaju.
Czerwcowa produkcja przemysłowa w Indiach rosła najwolniej od 13 miesięcy. Wskaźniki wyprzedzające koniunktury ostrzegają przed cyklicznym szczytem w Brazylii. Jedynie w Rosji utrzymują się oznaki dalszego wzmacniania gospodarki. Problemem inwestorów w obecnej sytuacji jest niekorzystna tendencja w zakresie zmian wskaźników makroekonomicznych. Inwestorzy nie mają jednak pewności, dokąd ona zaprowadzi. Czy tak, jak na przykład w 2004 r., jedynie do ograniczenia tempa wzrostu, czy tak jak na przykład w drugiej połowie 2007 r., do pokaźnego załamania koniunktury. Dziś oba te scenariusze trzeba brać pod uwagę.