Słabo wypadł indeks koniunktury na amerykańskim rynku nieruchomości, indeks aktywności przemysłu w rejonie Nowego Jorku, indeks nastrojów niemieckich analityków i ekonomistów ZEW. Negatywnie została przyjęta przez rynek publikacja indeksu Philladelphia Fed, który zanotował spadek do -7,70 (prognoza 7,50). Widać, że po wyraźnym odbiciu gospodarczym, stymulowanym efektami niskiej bazy porównawczej z 2009 r., globalne ożywienie wytraca tempo.
Niektóre wskaźniki gospodarcze osiągają poziom notowany ostatnio u progu odrodzenia koniunktury, czyli wiosną 2009 r. To pokazuje, że zaczynamy mieć do czynienia z wtórnym spowolnieniem gospodarczym. O ile w przypadku przemysłu jest ono zrozumiałe, gdyż w tej sferze gospodarki poprawa przybrała najsilniejsze rozmiary, to słabość rynku nieruchomości, będącego dla gospodarki kołem zamachowym, czy gorsza postawa konsumentów, którzy stopniowo powinni przejmować ciężar podtrzymywania dynamiki wzrostu gospodarczego, muszą niepokoić.
Zaskakujące jest zachowanie amerykańskich obligacji długoterminowych, które w tym roku "skazane na pożarcie" przynoszą solidne zyski. Dochodowość 10-latek w ostatnich dniach była nawet mniejsza niż 2,6 proc. wobec 3,06 proc. średnio w ostatnich trzech miesiącach i 3,44 proc. przeciętnie w minionych 12 miesiącach. To czynnik bez wątpienia wspierający amerykańską giełdę. Jest tak z uwagi na malejącą atrakcyjność papierów skarbowych względem wycen akcji. Znak zapytania to zachowanie parkietu w USA, gdy rentowność zacznie rosnąć.
Będzie to wstęp do inflacyjnej fazy cyklu koniunkturalnego i silnych zwyżek na rynku akcji i surowców. Inwestorzy przez ostatnie lata przyzwyczaili się do niskich realnych dochodowości. Pojawia się jednak dodatkowe pytanie o to, jak się mają one do ryzyka związanego ze złym stanem finansów publicznych na świecie. Czy malejąca dochodowość nie jest pochodną nadmiaru kapitału na rynkach finansowych?Wydarzenia z dwóch minionych tygodni sierpnia, kiedy doszło do przeceny na rynkach akcji, skomplikowały ocenę średnioterminowych perspektyw.
Choć generalnie wiele argumentów wciąż skłania do pozytywnego spoglądania w przyszłość, to jednak trzeba brać też pod uwagę niekorzystny dla posiadaczy akcji scenariusz. Kluczowe w tym względzie wydaje się to, czy S&P 500 będzie bronił strefy 1050-1070 pkt (odpowiednio dla indeksu WIG20 są to poziomy 2400-2435 pkt). Aktywna obrona stref wsparcia pozwoli oczekiwać w okresie najbliższych kilku tygodni kolejnej fali wzrostowej o zasięgu ok. 10 proc. Będzie to już prawdopodobnie ostatnia tak znacząca, wzrostowa próba rynku akcji w perspektywie kilku najbliższych miesięcy.