Najpierw nastąpiła kolejna spora przecena akcji w Japonii, rynku, który jako jedyny z głównych już na poprzedniej sesji formalnie znalazł się na terytorium bessy (po tym, jak spadek Nikkei 225 od kwietniowego szczytu przekroczył 20 proc.).
Potem przyszła kolej na rynki europejskie. Początek sesji wyglądał obiecująco, tak jakby inwestorzy w ogóle nie zauważyli ogłoszonej późnym wieczorem we wtorek obniżki ratingu dla Irlandii przez Standard & Poor’s. A przecież powinna ona uświadomić graczom, że kłopoty krajów PIGS nie minęły i kryzys zadłużenia nadal zagraża Europie, a co za tym idzie, że możliwość powrotu recesji w USA i innych gospodarkach nie jest jedynym ryzykiem, jakie należy brać pod uwagę w kalkulacjach.
Obrona poziomów zamknięć nie trwała długo i z czasem indeksy zaczęły się osuwać. „Pomogły” im w tym dane z USA, które potwierdziły, że tamtejsza gospodarka już w lipcu zdecydowanie zwolniła. Znacznie słabsze od prognoz okazały się zamówienia na dobra trwałego użytku, a raport z rynku nieruchomości pokazał, że popyt na nowe domy był najniższy od co najmniej pół wieku. Po tych danych paneuropejski indeks Stoxx 600 tracił już 1,7 proc.
W Nowym Jorku po słabych danych o zamówieniach początek sesji stał pod znakiem dużych zniżek, ale później indeksy wyszły nad kreskę. Być może część z nich kierowało się logiką, że im gorzej w gospodarce, tym lepiej – bo przecież dzięki temu może wydłużyć się okres supertaniego pieniądza, a rząd Obamy może pomyśleć o kolejnym pakiecie stymulacyjnym.
Na rynku surowców zwracał wczoraj uwagę przede wszystkim dalszy wzrost notowań złota. Od czterech tygodni bardzo pewnie i regularnie zmierzają one w stronę rekordów z drugiej połowy czerwca.Rekordowy poziom na rynku spot w Londynie wynosi 1265,3 USD?za uncję. Wczoraj brakowało do niego już tylko dwudziestu kilku dolarów – po zwyżce o 0,8 proc. cena przekroczyła 1241 USD.