Jest tak w tym tygodniu z uwagi na przesunięcie z 13 września na sobotę publikacji danych o stanie chińskiej gospodarki w sierpniu. Chodzi głównie o inflację, rzutującą na politykę banku centralnego względem stóp procentowych. Pod koniec tygodnia nie brakowało przypuszczeń, że przyspieszenie publikacji danych o sierpniowej inflacji ma przygotować inwestorów na podniesienie kosztu pieniądza w Państwie Środka. Do takiego kroku skłania również brak wyraźnych efektów walki z narastaniem spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości w tym kraju.
Co prawda z oficjalnych danych wynika, że wzrost cen w minionym miesiącu zwolnił do 9,3 proc. w skali roku, a wartość transakcji przyrosła o 15 proc. w porównaniu z lipcem, ale wiadomości z prywatnych firm monitorujących rynek nieruchomości wskazują nieco inny obraz - 12,3-proc. wzrost cen nieruchomości mieszkaniowych w Pekinie w porównaniu z lipcem oraz 23-proc. wzrost transakcji. Podobnie wysokie cyfry dotyczą Shenzhen - ceny były o 7 proc. wyższe niż w lipcu, a transakcji było o 84 proc. więcej. To pokazuje, że wcześniejsze metody chłodzenia rynku nieruchomości nie przyniosły na razie poważnych skutków.
Coraz wyraźniej widać, że Bank centralny w Chinach staje wobec poważnego dylematu. Chodzi z jednej strony o ochronę realnych dochodów i oszczędności konsumentów, którzy w obliczu osłabienia w przemyśle będą coraz bardziej stanowić o koniunkturze gospodarczej w najbliższych miesiącach. Dlatego bank nie może dopuścić do dalszego wzrostu inflacji. Z drugiej strony - o nieszkodzenie koniunkturze gospodarczej, która i tak z racji mniejszego tempa rozwoju przemysłu będzie słabnąć. Według oficjalnych szacunków wzrost w przemyśle ma w II połowie tego roku wynieść około 10 proc. w skali roku w porównaniu z blisko 18 proc. w pierwszych sześciu miesiącach tego roku.
W obecnych warunkach to właśnie na najważniejszych rynkach wschodzących trzeba upatrywać symptomów przesilenia się koniunktury zarówno na rynkach akcji, jak i w gospodarkach. Chodzi przede wszystkim o trwające napływy do funduszy inwestujących na emerging markets, a następnie o główną rolę, jaką odgrywają one przy przezwyciężaniu ostatniego kryzysu. Dopóki światowi inwestorzy więcej wpłacają niż wypłacają z podmiotów dedykowanych emerging markets, dopóty nie pojawi się na nich głębsza korekta. Trzeba jednak pamiętać, że nawet najlepsza passa kiedyś się kończy.
WIG ma krótkoterminowe wsparcie przy 43,6 tys. pkt. Zejście poniżej zmniejszałoby szanse na szybki atak na tegoroczną górkę. Warto mieć na uwadze, że ewentualne jego przełamanie będzie raczej zachętą do realizowania zysków niż impulsem do kontynuacji ruchu w górę.