Przełom lutego i marca był nawet łaskawy dla rynków wschodzących, takich jak Turcja i Brazylia, które zdołały odrobić część strat poniesionych w poprzednich czterech miesiącach. Jednak na dramat w postaci trzęsienia ziemi, tsunami oraz radioaktywnej chmury zmierzającej nad Tokio trudno być przygotowanym. Dlatego nie ma co się dziwić gwałtownej reakcji światowych rynków w ciągu dwóch ostatnich sesji.
Co ciekawe, na tle niedawnego lidera, czyli giełdy niemieckiej, rynki emerging markets radzą sobie z paniką inwestycyjną całkiem dobrze. Formacja „wodospadu”, która sprowadziła indeks DAX do poziomu sprzed pięciu miesięcy, nie jest moim zdaniem początkiem większych spadków, na wzór wyprzedaży ze stycznia lub października 2008 roku.
Posługując się, w dalszym ciągu analogią dzisiejszej sytuacji na głównych światowych parkietach do początku 2005 roku, uważam, że obecna wyprzedaż stanowi najgorszą część korekty półrocznej fali wzrostu na tych rynkach. Przyjmując takie założenie oraz przyglądając się historycznym reakcjom amerykańskich indeksów na trzęsienia ziemi w Kobe (1995) i San Francisco (1906), wydaje mi się, że jako jedna z nielicznych próba złapania spadającego noża może się tym razem zakończyć sukcesem. Schodząc do poziomu 6500 pkt, DAX doszedł praktycznie do poziomów, których nie mógł przebić „od dołu” przez większość 2010 roku. W związku z tym, jestem zdania, że poprzedni opór stanie się w tej korekcie silnym wsparciem, które uniemożliwi zejście czołowego indeksu Europy poniżej poziomu 6300–6500 pkt. Oczywiście, wprawne oko inwestora dostrzeże w tej układance jeden niepokojący fakt, czyli przebicie przez DAX długoterminowej linii trendu wzrostowego (poprowadzonej od marca 2009 r.). Ponieważ jednak taki sam negatywny sygnał nastąpił właśnie na początku 2005 roku, co nie zakończyło głównego trendu wzrostowego, moje przekonanie o pozytywnym rozwoju sytuacji wydaje się uzasadnione. Jednak nie oczekiwałbym szybkiego powrotu światowych indeksów do szczytów.
Spadki stanowią korektę, która powinna jeszcze trochę pomęczyć zachodnich inwestorów. Może ona przyjąć formę trendu bocznego o dość dużej amplitudzie wahań i potrwać nawet do czerwca. W pierwotnej koncepcji ten czas był niezbędny do zniwelowania jednomyślnie pozytywnego nastawienia inwestorów do rynku akcji, jednak wydarzenia z kraju, w którym zaczynają właśnie kwitnąć wiśnie, mogą gwałtownie przyspieszyć proces pogorszenia sentymentu giełdowego, skracając długość korekty.