WIG20 na początku sesji znalazł się na plusie, co można uznać za dobry wynik, biorąc pod uwagę, że wczorajsze notowania na Wall Street skończyły się spadkiem indeksu S&P 500 o ponad 1 proc. Przejściowo indeks znalazł się nawet poniżej 1300 pkt. Rano w jego ślady poszły giełdy azjatyckie, które również zanotowały straty.

Gdyby można było założyć, że poniedziałkowy wstrząs wywołany został wyłącznie przez agencję S&P, która zagroziła obniżeniem w przyszłości oceny kredytowej USA, to można by oczekiwać, że rynki szybko podniosą się po tym jednorazowym ciosie. Niestety sytuacja wydaje się dużo bardziej skomplikowana. Jak już pisaliśmy wcześniej, korekcie na giełdach sprzyjają choćby oznaki wyjątkowo dużego (nadmiernego) optymizmu wśród analityków na Wall Street (np. według wskaźnika Investors Intelligence).

Z drugiej strony nie wszystko jeszcze stracone. WIG20 nie oddalił się jeszcze na tyle od rekordu hossy (2929 pkt w cenach zamknięcia), by szybki powrót do niego nie był możliwy. Część analityków wskazuje, że dopiero cofnięcie się indeksu poniżej 2800 pkt (poziom ten powstrzymywał wcześniej zapędy kupujących przez niemal pół roku, a teraz pełni rolę wsparcia) byłoby sygnałem trwalszego pogorszenia nastrojów.

O tym na ile korekta będzie długotrwała, zdecydują m.in. reakcje amerykańskich inwestorów na trwającą publikację wyników kwartalnych tamtejszych spółek (u nas sezon publikacji na dobre ruszy dopiero w maju).