Posiadacze akcji małych firm przeżywają ciężkie chwile

Straty indeksu sWIG80 względem szczytu hossy zbliżają się wielkimi krokami do 30 proc. Podwojenie tego spadku sprowadziłoby wskaźnik małych spółek do poziomu z dna bessy z lutego 2009 roku. Skala dotychczasowej zniżki indeksu i tak nie oddaje jeszcze skali przeceny poszczególnych walorów, zwłaszcza w branżach takich jak budownictwo czy deweloperzy

Aktualizacja: 26.02.2017 17:59 Publikacja: 09.08.2011 01:37

Posiadacze akcji małych firm przeżywają ciężkie chwile

Foto: Archiwum

Gromadzący głównie małe spółki indeks sWIG80 spadł wczoraj o kolejne 5,9 proc., powiększając straty względem wiosennego szczytu hossy do 28 proc. Indeks spada w przybliżeniu w tempie takim, w jakim szedł w górę w czasie trendu wzrostowego w lecie 2009 r. (porównanie to jest o tyle zasadne, że wczoraj wskaźnik był najniżej od połowy lipca 2009 r.).

Topnieją papierowe zyski

W efekcie szybko topnieją zyski tych inwestorów, którzy kupowali akcje dwa lata temu, kiedy koniunktura na giełdzie odżyła po bessie z lat 2007–2008 (w związku z tym coraz większe jest grono uczestników, którzy mają większą motywację do pozbywania się walorów, a tym samym napędzania dalszej przeceny). Podczas gdy w najlepszym momencie hossy zwyżka sWIG80 od lutego 2009 r. (a więc początku lepszych czasów dla inwestorów) przekraczała 110 proc., to obecnie zyski wynoszą już zaledwie 55 proc. Co gorsza, uporczywy spadek kursów małych spółek sprawił, że o ile w najlepszym momencie hossy zwyżka sWIG80 była o ponad 20 pkt proc. większa od wzrostu gromadzącego największe firmy WIG20, o tyle obecnie ta relacja jest odwrotna – licząc od lutego 2009 r. zmiana sWIG80 jest o 20 pkt proc. gorsza.

Słaba postawa małych spółek to nie jest nowość na polskiej giełdzie. Tak właśnie sytuacja wyglądała również podczas poprzedniej bessy, a zwłaszcza w jej pierwszej fazie, od lipca 2007 r. do sierpnia 2008 r. (a więc jeszcze przed wybuchem kryzysu finansowego w USA) – wówczas sWIG80 runął o 56 proc., podczas gdy?WIG20 stracił „jedynie" 37?proc. (potem przecena została jeszcze pogłębiona). Małe firmy ze względu na mniejsze kapitały i słabszą pozycję rynkową są bardziej wrażliwe na pogorszenie koniunktury w gospodarce.

Dramat na szerokim rynku

Spadek sWIG80 o niemal 30?proc. od szczytów i tak nie oddaje jeszcze w pełni tego, co się dzieje na tzw. szerokim rynku, gdzie straty z akcji poszczególnych firm bywają drastyczne. Od kwietnia walory blisko 180 spółek potaniały o ponad 30 proc. To niemal połowa całego rynku. Najliczniejsza, obejmująca prawie 100 firm, jest grupa przedsiębiorstw, które zostały przecenione od 30 do 40 proc. O rozmiarach kataklizmu, który przeszedł przez rynek akcji, świadczy też fakt, że małe jest grono papierów cechujących się niewielkim, mniejszym niż 10 proc., spadkiem (jest ich niespełna 30), nie mówiąc już o tym, że zaledwie kilkanaście spółek zdołało zanotować wzrost w okresie ostatniej zawieruchy. Na wykresach sporej części mocno przecenionych walorów sytuacja wygląda oczywiście znacznie gorzej niż na wykresach głównych indeksów – w wielu?przypadkach dawno zostały?pogłębione dołki z lutego 2009 r.

Budownictwo liderem spadku

Zaskoczeniem nie jest to, jak sprawują się akcje spółek w poszczególnych branżach. Najsłabsze są te sektory, które słabe były już dużo wcześniej, zanim doszło do najbardziej dramatycznych chwil w czasie fali spadkowej. Fakt ten wpisuje się w to, o czym pisaliśmy w sobotę – że załamanie w ostatnich dniach to skutek zjawisk, które rozwijały się przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. W tym kontekście nie dziwi, że najsłabszymi branżami są budownictwo i deweloperzy. WIG-Budownictwo jako jeden z pierwszych indeksów zaczął wysyłać niepokojące sygnały – jeszcze w lutym br. przebił poziomy wsparcia i znalazł się najniżej od wiosny 2009 r. W ostatnich dniach przebił kolejne wsparcie – dno bessy z 2009 r.

W miarę odporne na przecenę są natomiast typowe branże defensywne, a więc stosunkowo niewrażliwe na ogólną koniunkturę – telekomunikacja i energetyka. Pewnym zaskoczeniem jest za to dość mocna postawa indeksu WIG-Chemia, co jest jednak konsekwencją utrzymywania się na wysokich poziomach kursu mającego aż 57?proc. udziału w tym indeksie Synthosu (akcje tej spółki także zaczynają się już jednak poddawać presji – wczoraj ich kurs runął o prawie 10 proc.).

Pytanie brzmi: czy dotkliwe straty inwestorów oznaczają, że potencjał spadkowy jest bliski wyczerpania, czy wręcz przeciwnie – są to sygnały tego, że pogorszenie koniunktury ma trwalszy charakter, a w czarnym scenariuszu możliwy jest powrót indeksów do dołków z lutego 2009 r? O ile w przypadku WIG20 taki czarny scenariusz jest na razie trudny do wyobrażenia (indeks musiałby runąć o ponad 50 proc., by sięgnąć dna na wysokości ok. 1300 pkt), o tyle na wykresie sWIG80 taka ewentualność przestaje się wydawać nierealna, biorąc pod uwagę dynamikę spadku (do dołka w okolicy 6?tys. pkt brakuje 35 proc.).

[email protected]

Opinie

Andrzej Błachut, zarządzający w Swiss & Global Asset Management

Od czasu ostatniego kryzysu podejście inwestorów do naszego regionu się zmieniło. Dzięki rosnącej kapitalizacji giełdy, a także szybkiemu wzrostowi PKB jesteśmy postrzegani już jako gospodarki bardziej dojrzałe niż typowa grupa emerging markets. Sytuuje nas się bliżej rynków rozwiniętych. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony odpływ zagranicznych inwestorów w razie kryzysu jest mniejszy i nie ma charakteru paniki, bo traktują Polskę inaczej niż np. Turcję i Rosję – co dało się zauważyć na początku roku. Tak naprawdę za ostatnimi silnymi spadkami na GPW stoi nie zagranica, ale polscy inwestorzy indywidualni i TFI, którzy wycofują pieniądze z akcji w obawie przed bessą. Z kolei negatywnym skutkiem takiego szeregowania Polski jest nowe podejście do wycen naszych spółek. Traktowanie Warszawy jako rynku rozwiniętego oznacza, że nie możemy liczyć na premię z uwagi na potencjał wzrostowy. Dla GPW szczególnie niebezpieczne może być cofnięcie się indeksu WIG20 do poziomu 1200–1300 pkt. Wówczas może się okazać, że wydarzenia 2008 r. to była tylko korekta w dłużej trwającej bessie. K.K.

Michał Kowalczewski, prezes Mercuriius domu maklerskiego

Obecne zawirowania na rynkach finansowych oznaczają, że na pewno mamy przed sobą kilka miesięcy braku aktywności na rynku IPO. Trudno bowiem o sprzedaż akcji zarówno w ofertach prywatnych firm, jak i dużych transakcjach prywatyzacyjnych. Nie oznacza to jednak, że firmy myślące o giełdowym parkiecie powinny odkładać te plany ad acta. Aby dobrze przygotować się do tego procesu, należy bowiem zacząć pół roku – rok od planowanej daty wprowadzenia papierów do obrotu. Może się więc okazać, że firmy, które teraz zaczną współpracę z oferującymi, będą gotowe z IPO?na moment, kiedy koniunktura na rynkach się poprawi. Ostatni raz – na przełomie 2008 i 2009 r. – zastój na rynku pierwotnym trwał około dziewięciu miesięcy. Nikt jednak nie jest w stanie wiarygodnie stwierdzić, ile potrwają spadki. Już teraz warszawska giełda traci więcej niż parkiety rozwiniętych państw. Na razie gospodarka broni się przed kryzysem, ale pamiętać trzeba – choć to wyświechtane stwierdzenie – że giełda jest wyprzedzającym barometrem całej gospodarki – i rok 2012 może być trudniejszy, niż nam się wydaje. K.K.

Marcin Materna, szef działu analiz, MIllennium DM

Wydaje mi się, że przecena na warszawskiej giełdzie do poziomów z dołków poprzedniej bessy, czyli z lutego 2009 roku, byłaby nieuzasadniona. Tym bardziej że już tamta bessa pokazała, że wyceny po krótkiej, acz silnej panice, szybko się odbiły do bardziej racjonalnych poziomów. W ocenie perspektyw dla najważniejszych wskaźników warszawskiego parkietu pod uwagę warto wziąć reakcję na obniżenie ratingu dla USA. Jego negatywny wpływ na międzynarodowe rynki okazał się znacznie niższy od wcześniejszych obaw, co świadczy o tym, że wydarzenie to w znacznej mierze zostało już wcześniej uwzględnione w wycenach. Jest to jeden z czynników, który skłania mnie ku twierdzeniu, że indeksy warszawskiej giełdy nie mogą długo spadać w tak szybkim tempie. W najbliższym czasie testem dla indeksu WIG20, który pokaże, czy spadki się już skończyły, czy może jeszcze trochę potrwają, może być poziom 2200–2300 punktów. Sądzę, że poziom ten może zostać osiągnięty już w tym tygodniu i że jeszcze przed jego zakończeniem będziemy świadkami odreagowania na GPW. ako

Tomasz Krukowski, szef działu analiz DB Securities

Nikt nie jest pewien, czy nie będziemy mieć recesji na świecie. W takiej sytuacji nawet obecne niższe już wyceny nie będą się bronić. Jeżeli zaś zobaczymy zdecydowane działania polityków i gospodarka światowa wyjdzie z kryzysu, okaże się, że polskie spółki – z racji wciąż dobrych wyników – mają swoją fundamentalną wartość. Dopóki jednak scenariusz wzrostowy będzie kwestionowany, trudno mówić o jakichkolwiek barierach spadków. Na GPW widać, że inwestorzy właściwie identyfikują ryzyko związane z pewnymi sektorami lub spółkami. Nie dziwią więc spadki notowań firm z branży surowcowej – polskie spółki mają dość wysokie koszty produkcji w porównaniu ze światowymi koncernami i może się okazać, że częściowy tylko spadek rentowności skonsumuje zyski. Tracą także banki z dużym udziałem kredytów walutowych w portfelu. Trudno sobie także wyobrazić, że przy negatywnym scenariuszu makro znajdą się kupcy na sprzedawane teraz instytucje. Zyski spółek w tym roku są jeszcze bezpieczne, ale jeżeli spowolnienie będzie dłuższe, to odbije się na wynikach każdej branży już w 2012 r. K.K.

Giełda
Mocne przeceny na spółkach gamingowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Giełda
Skromny sukces podaży
Giełda
Znów spadki na GPW. Św. Mikołaj już rozdał prezenty?
Giełda
Na GPW znów robi się czerwono. Kulą u nogi jest dzisiaj firma LPP
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Giełda
GPW czeka na nowy impuls
Giełda
Wokół zwyżki, a krajowy rynek dalej swoje