Takie przynajmniej wrażenie można było odnieść, obserwując we wtorek największy od 10 maja 2010 r. ponad 5-proc. skok w górę wartości niemieckiego indeksu DAX.
Wiosną 2010 r. tego typu odbicie cen akcji na giełdzie we Frankfurcie nastąpiło bezpośrednio po „flash crash" z 6 maja. Po początkowym skoku w górę o 5,3 proc. DAX rósł jeszcze siłą rozpędu przez następne trzy sesje, po czym w ciągu kolejnych dwóch tygodni przetestował dołek z 7 maja. Powtórka takiego zachowania w obecnych realiach oznaczałaby wzrost trwający do piątku i późniejszy nawrót słabości. Ponieważ DAX przełamał we wtorek kolejną linię formacji „wachlarza", kształtującą się od przełomu lipca i sierpnia, to nie wydaje się, by potencjał spadkowy już teraz mógł być poważny. Dopiero ewentualne przekroczenie poziomu 5800 pkt na DAX powinno skłaniać do ostrożności. Scenariusz wzrostu w piątek współgrałby z oczekiwanym podciąganiem (window dressing) cen akcji na koniec III kwartału, który wypada właśnie w piątek. Jednocześnie dla S&P 500 sesje od 16 do 28 września były idealną kopią – te same poziomy, prawie identyczne świece – jak sesje od 16 do 25 sierpnia, co sugerowałoby szczyt dopiero w okolicach wtorku. Do podobnego wniosku można dojść, obserwując ok. 13-sesyjny cykl widoczny ostatnio na niemieckim rynku akcji.
Ostatnie pięć miesięcy przyniosło silne załamanie oczekiwań inflacyjnych, które można odczytać z amerykańskiego rynku akcji, porównując rentowność tamtejszych obligacji skarbowych o stałym oprocentowaniu z rentownością obligacji indeksowanych inflacją (TIPS). Jeszcze wiosną te oczekiwania inflacyjne przekraczały 2,5 proc. (dla 10-letniego horyzontu), by w ubiegłym tygodniu zejść do 1,7 proc. To poziom, który można było obserwować jesienią ub.r. oraz dwa lata temu, też jesienią. Można sądzić, że o ile bardzo niskie realne stopy procentowe w USA – równie ujemne jak teraz, były tylko w 2008 r., 1980 r. oraz 1975 r. – powstrzymały Fed przed zaaplikowaniem gospodarce amerykańskiej kolejnej rundy proinflacyjnego „poluzowania ilościowego" i skłoniły do ograniczenia się do niemającej bezpośrednich skutków inflacyjnych „Operacji Twist", o tyle obserwowane schłodzenie oczekiwań inflacyjnych ponownie zwiększy pole manewru Fedu w polityce pieniężnej. Już w środę Ben Bernanke stwierdził, że Fed może dokonać dalszego złagodzenia polityki pieniężnej, jeśli inflacja i oczekiwania inflacyjne spadną. Ponieważ obecny poziom tych ostatnich jest porównywalny z tym z lata i jesieni 2010 r., kiedy Fed ogłosił wprowadzenie QE2, to można sądzić, że ten warunek już został spełniony (potrzebny był jednak jeszcze spadek faktycznej dynamiki CPI).
Nowy ton w retoryce szefa Fed od razy przełożył się na wzrost oczekiwań inflacyjnych. Od kilku lat ceny akcji na rynkach wschodzących wykazują bardzo silną korelację z oczekiwaniami cenowymi, które można wyczytać z zachowania amerykańskiego rynku obligacji, tak więc kwestie te mają bezpośrednie przełożenia na zachowanie cen również na naszym rynku akcji.