Paneuropejski indeks Stoxx 600 zyskał 0,8 proc., choć rano tyle samo tracił. Na Wall Street zwyżki były po południu nawet większe, ale osłabły pod koniec sesji. Ostatecznie S&P 500 zyskał nieco ponad 0,2 proc. Do podtrzymania wzrostów nie wystarczyła nieoczekiwana poprawa nastrojów amerykańskich konsumentów. Wskaźnik ich zaufania do gospodarki, obliczany przez ośrodek analityczny Conference Board, wzrósł w listopadzie do 56 pkt, z 40,9 pkt miesiąc wcześniej. To największy skok tego indeksu od kwietnia 2003 r., który zaskoczył nawet najbardziej optymistycznych prognostów. Ale część ekonomistów kwestionuje wymowę tego odczytu, wskazując, że nastroje konsumentów zwykle poprawiają się przed świętami Bożego Narodzenia. A inne dane z USA były rozczarowujące. Ceny nieruchomości w 20 amerykańskich metropoliach, mierzone indeksem S&P/Case-Shiller, spadły we wrześniu o 3,6 proc. rok do roku, po zniżce o 3,8 proc. miesiąc wcześniej. Ekonomiści średnio przewidywali, że domy potanieją o 3 proc.
Strumień pesymistycznych doniesień napływał też z Europy, ale to nikogo już chyba nie zaskakuje. Indeks zaufania konsumentów i przedsiębiorców do gospodarki strefy euro spadł w październiku do najniższego poziomu od dwóch lat. Do najwyższego w historii poziomu wzrosła zaś rentowność niektórych oferowanych na wczorajszej aukcji włoskich obligacji.
Jak wynika z danych amerykańskiej Komisji ds. Obrotu Towarowymi Kontraktami Terminowymi (CFTC), inwestorzy instytucjonalni nie podchodzili do rynku surowców tak ostrożnie, jak dziś, już od lata 2009 r. Nadwyżka ich długich pozycji na 18 seriach kontraktów i opcji na surowce nad pozycjami krótkimi spadła bowiem w tygodniu zakończynom 22 listopada o 25 proc., do 562,5 tys. To najniższy odczyt od dwóch i pół roku.
W związku z ewidentnym hamowaniem światowej gospodarki, nie powinno dziwić, że inwestorzy spodziewają się pogorszenia koniunktury na rynku surowców. Miedź, której ceny uważa się za najbardziej wrażliwe na kondycję gospodarki, taniała także wczoraj, maksymalnie o 1,5 proc. Wśród analityków dość powszechne jest jednak przekonanie, że dekoniunkturze mogą się oprzeć ceny ropy naftowej. Istnieje bowiem ryzyko, że spadała będzie podaż tego surowca. Było to widać także wczoraj. Za baryłkę ropy naftowej typu Brent płacono nawet 111 USD, o około 2 proc. więcej, niż dzień wcześniej. Miało to związek z obawami, że Europa zamknie się na import paliwa z Iranu.