Na koniec tygodnia i początek nowego miesiąca rynki dostały całą serię danych. Najpierw w świat poszły wieści o chińskim PMI w przemyśle, później indeksy PMI publikowała strefa euro i poszczególne europejskie gospodarki. Każda kolejna informacja utwierdziła tylko inwestorów, że będzie to fatalny dzień na rynkach. Na deser giełdy dostały solidnego kopniaka prosto z amerykańskiego Departamentu Pracy. Ale po kolei...
Zaczęło się rano od wieści z chińskiej gospodarki. Indeks PMI, określający koniunkturę w sektorze przemysłowym Chin wyniósł w maju 50,4 pkt wobec 53,3 pkt na koniec kwietnia. Wynik okazał się gorszy od oczekiwań rynkowych. Analitycy szacowali, że indeks wyniesie 52,0 pkt. Dane są sygnałem, że chińska gospodarka wyhamowuje, i pozornie mogły być dobrze odebrane przez rynki, które liczą, że pod presją takich informacji chińskie władze zdecydują się na stymulowanie gospodarki. Później było już tylko gorzej.
Do publikacji indeksów PMI włączyła się Europa. Sytuacja jest alarmująca. Niemal wszystkie odczyty okazały się dalece słabsze od prognoz rynkowych. Wskaźniki spadły do kilkuletnich minimów. Przykłady: PMI dla przemysłu strefy euro najniższy od połowy 2009 r. Niemcy - najniższy odczyt od czerwca 2009. Francja i Wielka Brytania - trzyletnie minima. Chyba wystarczy. Europę ewidentnie czeka silne spowolnienie.
Rekordowe bezrobocie w strefie euro! - zakrzyczały nagłówki w mediach. W istocie windowana głównie przez tragiczną sytuację na hiszpańskim rynku pracy, stopa bezrobocia w strefie euro osiągnęła 11 proc. To najwyższy poziom od 1995 roku. Do Hiszpanii gdzie prawie jedna czwarta ludzi nie ma pracy jeszcze reszcie Europy trochę brakuje.
W takim klimacie na rynkach wystartowały notowania za oceanem. Oczywiście od początku na silnych minusach – nie mogło być inaczej po takim bombardowaniu. Ale widać licho nie miało dziś jeszcze dość i poobijani i leżący już na ziemi grający na wzrosty dostali jeszcze solidnego kopniaka od Departamentu Pracy Stanów Zjednoczonych. Resort poinformował, że stopa bezrobocia w USA w maju wyniosła 8,2 proc., wobec 8,1 proc. w kwietniu. Rynki znów się rozczarowały oczekując stagnacji a nie wzrostu. Indeksy pogłębiły tylko spadki.