Bieżąca relacja podaży i słabnącego popytu ze strony przemysłu bez reakcji ze strony OPEC w postaci obniżenia limitów wydobycia nie daje nadziei na wzrost „czarnego złota" do poziomów notowanych w I kwartale. Według danych International Energy Agency, na przełomie lat 2008 i 2009 OPEC obniżył produkcję o 2,8 miliona baryłek dziennie, co stanowiło około 9 proc. wydobycia sprzed upadku Lehman Brothers. W najbliższej przyszłości na podobny krok nie możemy liczyć. W OPEC ścierają się bowiem dwie frakcje. Wenezueli, Iranowi i Irakowi zależy na możliwie najwyższej cenie surowca – grupa ta argumentuje, że konieczne jest szybkie dostosowanie podaży. Druga frakcja pod wodzą Arabii Saudyjskiej uważa zaś, że niższe ceny ropy pomogą światowej gospodarce uniknąć recesji, na czym w dłuższym terminie wydatnie skorzystają państwa wydobywające surowiec. Pokłosiem niejednomyślności było utrzymanie limitu wydobycia na poziomie 30 mln baryłek na dzień na ostatnim posiedzeniu OPEC.
Kolejnym czynnikiem, który uderzy w rynki surowców, będzie aprecjacja dolara amerykańskiego, której głównym motorem nieodmiennie będzie kryzys zadłużeniowy w eurolandzie. Spodziewamy się, że kurs EUR/USD w perspektywie kilku miesięcy zniżkować będzie w kierunku bariery 1,20. Wprawdzie dane CFTC oddające relację między ilością długich i krótkich pozycji wskazują na małą przestrzeń do dalszych spadków, jednak rynek opcji dobitnie sugeruje, że eurodolar potencjału do zniżek jeszcze nie wyczerpał.