Czerwcowy rajd w górę McClellan Summation Index (to rodzaj wskaźnika MACD dotyczącego szerokości rynku), analogiczny do tych z października 2011 i lipca 2010, sugeruje, że obecna słabość to korekta wcześniejszego wzrostu na NYSE analogiczna do tych z listopada 2011 i sierpnia 2010 r. Takie założenie prowadzi do wniosku, że i nasz WIG obroni majowe minima, po czym rozpocząć się powinna kolejna fala zwyżki (o trudnej do określenia obecnie sile) w obrębie trendu bocznego.
O nadejściu trwałej cyklicznej hossy trudno na razie mówić. W USA po nowym roku dojdzie do silnego zacieśnienia polityki fiskalnej szacowanego na 3,3 proc. PKB. To sugerowałoby wejście gospodarki USA w recesję na początku 2013 r., co rynek akcji powinien dyskontować z wyprzedzeniem (klasycznie w październiku czy dopiero po listopadowych wyborach prezydenckich?). Analogia pomiędzy trwającą od 2000 r. pokoleniową bessą na rynkach akcji krajów strefy euro a procesem rozpoczętym dziesięć lat wcześniej na giełdzie w Tokio sugeruje, że peryferyjne rynki krajów EMU pozostaną słabe do wiosny 2013 r. (kiedy to powinno nastąpić „coś", co wypłoszy inwestorów, którzy do tego czasu zdołają umieścić wszystkie swoje kapitały w postrzeganych jako bezpieczne niemieckich „bundach").
Na naszym rynku otrzymaliśmy zaś sygnał w postaci odwrócenia krzywej rentowności, czyli spadku rentowności długoterminowych obligacji skarbowych (10-latek) poniżej poziomu krótkoterminowych stóp (trzymiesięczny WIBOR). Takie sygnały – zejście spreadu (różnicy) pomiędzy długim i krótkim końcem krzywej rentowności poniżej zera – zdarzyły się w naszym kraju poprzednio we wrześniu 2004 r. oraz w I kw. 2008 r. Pomiędzy pojawieniem się takiej inwersji a pierwszą obniżką stóp RPP upłynęło w tych dwóch przypadkach 6–9 miesięcy. Początek trwałej hossy na rynku akcji następował zaś z opóźnieniem wynoszącym 8–12 miesięcy. Bessa, która przez ten czas była kontynuowana, przyjęła gwałtowną postać w latach 2008–2009 i bardzo łagodną postać „pędzącej" korekty w latach 2004–2005. Takie zachowanie krzywej rentowności raczej przemawia za przesuwaniem początku trwałej hossy również na rynku akcji do wiosny 2013, choć niestety nie pozwala na określenie tego, co ceny akcji będą porabiać do tego czasu.